sobota, 25 września 2010

Ticket to ride

Wróciłam. Już jakiś czas temu. Jednak tylko fizycznie, bo myślami wciąż jestem gdzieś daleko.
Ostrava, Hannover, Paryż, Bruksela, Haga, Amsterdam, Brugia, Waterloo, Antwerpia, Wiedeń.
Godziny spędzone w pociągu, niesamowite ilości przeczytanych w międzyczasie książek i godziny przesłuchanych nowych płyt i bootlegów U2.
Do tego rozmowy. Jak żyć, dlaczego nie pić coca-coli, czego lepiej nie jeść na śniadanie, o wyższości roweru nad samochodem etc, etc...
Chcę sierpniowe dni, kiedy kropelki deszczu delikatnie dotykały moich policzków i ulewy, podczas, której niezmordowani i powiedzmy, pełni sił chodziliśmy ulicami Wiednia. Chciałabym znów siedzieć zrozpaczona przemoknięta do suchej nitki w zajeździe Wellington pod Waterloo, czy też słuchać opowieści pewnej Belgijki w Brugii o jej ojcu Polaku i historii jej rodziny. Do tego dziwnie jest zostać wziętą za Irlandkę...
Szkoda tylko, że Bośnia i Hercegowina znów musiała zostać odłożona. Nie jest mi dane wybrać się w tamte rejony. Jak chociażby ten cholerny telefon 3? 4? lata temu "Cześć, ale ciężko się do ciebie dodzwonić. Chcesz jechać do Rumunii?". Nie, nie pojechałam wtedy.

Chciałabym znów wyjechać. Znudziłam się już, znudziłam się jednym miejscem. Nie chcę znów czekać roku.

Nigdy nie sądziłam, że będę z uśmiechem na twarzy wykrzykiwać słowa "Every breath you take", ale skoro ma się wreszcie wymarzone słuchawki nauszne Pioniera to nie ma innego wyjścia.

Maliny, kryminały Mankela, filmy z Kennethem Branagh w roli głównej, herbata owocowa, która stoi koło komputera od wczoraj, kartka ze Stockholmu, niemiecka ulotka NDR2... I pająki z Marsa.

czwartek, 2 września 2010

It's all right, it's all right

No i wróciło. Całe, szczęśliwe i pełne emocji bo zobaczyło Boniasa. O! Tyle i aż tyle.


Amnesty International