poniedziałek, 26 października 2009

The year of Sgt. Pepper

Bo McDreamy ma mnie gdzieś. Na SMSy nie odpisuje, nie licząc tego sprzed tygodnia: "Nie mam pojęcia, co to BHL". Łaski bez, już wiem. Teraz to o płycie może zapomnieć. Niech wie co traci. Mark Knopfler jest najlepszy na jesienne wieczory.
Od soboty jestem w posiadaniu "Crazy Love" Michela Buble. Coś innego niż "Everything". Moja mama zakochała się w jego głosie, czego dowodem niech będzie nakaz zrobienia głośniej i prośba o wrzucenie płyty na jej mp3. Święta co prawda za dwa miesiące, ale mam dziwne przeczucie, że "Trzeszczące płyty" znajdę pod choinką.

Rano obudziłam się, z co prawda niezbyt dolegliwym, ale jednak bólem gardła. Na wszelki wypadek zaaplikuję sobie aspirynę. Bo najlepiej rozchorować się na Wszystkich Świętych i jak ma się długi weekend.
Kupiłam różową doniczkę pod kolor lampki. Miałam pomysł przemalowac biurko też w kolorze róż, ale zdrowy rozsądek podpowiedział, żeby jednak wybrac farbę pastelową. Póki co farba czeka na lepszy dzień i mój lepszy nastrój, choć ten nie jest aż taki zły. Średnia. Mój kolega śmiał się parę dni temu ze mnie, że "radość życia" przeze mnie przemawia.
Dziś nic nie zrobiłam, ale zrzucam to na niedysponowanie i ten coraz bardziej doskwierajacy ból gardła.

Przez moment miałam odruch chwycenia za komórkę i wysłania SMSa do McDreamy'ego "Chciałeś coś nowego Porcupine Tree "Time Files". Nie, nie zrobię tego, nie wyślę. Powinno się zrobić się smętnie i melancholijnie, jednak obiecuję sobie, że tak się nie stanie.

I could tell you what I'm thinking
While we sit here drinking
But I'm not sure where to start

You see there's something wrong here
I'm sorry if I'm not clear

Aha! Mam nową sąsiadkę, z polibudy. Ma bardzo przystojnych kolegów.


Dziś w głośnikach Archive na zmianę z Porcupine Tree.

piątek, 16 października 2009

Edukacja wczesnoszkolna

Zatłoczony tramwaj, godzina już bliska popołudniowej, część uczniów wraca do domów na obiad, ciesząc się weekendem. Wśród nich czworo uczniów, jak na moje oko, gimnazjum. Spokojna, sprawiająca wrażenie miła dziewczynka, w bardzo ładnej czapeczce z daszkiem i trzech kolegów. Rozmowa o tramwajach, "bo to Polska właśnie", zainteresowaniach. Jeden z chłopców, pełen zapału w głosie przechodzącym mutację, opowiada o grach komputerowych. Rzuca tytułami gier, które już wyszły, które mają pojawić się a rynku w najbliższym czasie i kodami do nich. Przy okazji krytykuje kolegów, którzy zbierali tazoo (nie wiem jak się to pisze) czy tez kapsle po butelkach, piwach. Stwierdza również, że lepsze jego hobby niż reszty kumpli.

Cieszę się, że moje, nasze dzieciństwo było pozbawione komputerów, gier, a wakacje spędzało się bądź co bądź w ogrodzie na świeżym powietrzu czy za miastem. Po szkole snuło się z "paczką" po mieście od jednego sklepu zoologicznego, do drugiego i słuchało kaset Nirvany, Aerosmith i Tori Amos. Trochę może to zabrzmieć wręcz patetycznie i dziwacznie, bo co za dzieciaki, co słuchały rocka i podkradały płyty rodzicom. Nie podkradały co prawda, ale pamiętam, że moja koleżanka, a raczej jej rodzice mieli dość pokaźną kolekcję płyt. Co tam były za płyty, kasety! Tam odbywała się moja wczesna edukacja muzyczna.

Mój tata jest niesamowity pisze mi dziś mejla, czemu to nie chcę jechac na U2 do Paryza, bo mogłabym to połączyć z Disneylandem, który jest moim marzeniem. Co prawda, raz tam byłam, jako małe dziecie, chyba w wieku 9 lat, ale teraz byłaby jeszcze większa frajda. Póki co Disneyland musi poczekać, a koncert w Paryzu i tak SOLD OUT. Zresztą i tak się cieszę tym co mam, co będzie.
Boję się, że mój koncert A-ha może stanąc pod znakiem zapytania. Będę walczyć do upadłego, żeby test faktograficzny nie był 17 listopada. Zespół ogłasza zakończenie działaności i to ma być jeden z ich ostatnich koncertów... Zwalnianie się i podawanie takiego powodu nieobecności, raczej nie przjedzie.

Nie mam ciepłej wody i jakoś nie uśmiecha mi się mycie w zimnej. Co ja jestem jakiś scout? Ja muszę mieć ciepłą wodę, krem do rąk i naładowanego iPoda.

Na weekend bylam w domu, akumulator naładowny, koszerne zapasy na najblizszy czas zabrane, więc z głodu nie umrę.

Amnesty International