poniedziałek, 8 grudnia 2008

Hány óra?
















Nie dopadła mnie węgierska melancholia, pomimo pogody w kratkę. Za to udzielił mi się nastrój świąteczny, dzięki pięknie oświetlonej Váci, Andrássy czy też gwiazdkowego targu na Vörösmarty. Wiem też na pewno, że wchodzenie na Górę Gellerta nie należy do najłatwiejszych, zwłaszcza jak się na nią wbiega. Trochę już tęskno za milionem schodów do pokonania każdego dnia, ale póki co jestem w domu. Pogoda nawet tu mnie nie rozpieszcza.

sobota, 8 listopada 2008

There's an ordinary world


In the real world lives Mr. Darcy. Seriously. But probably not in mine.


poniedziałek, 15 września 2008

"Uszy mają odmrożone, nosy w szalik otulone"

Przede wszystkim należą się pozdrowienia dla Komendy Wojewódzkiej Policji w Poznaniu. Czasem odnoszę wrażenie, że policja jest sympatyczniejsza od straży miejskiej. W każdym razie zostaliśmy pouczeni i już wiemy, że nie wolno jeździć bez włączonych świateł, zwłaszcza w nocy.
Na szczęście nie ja o mały włos byłabym posiadaczką 4 pkt karnych, bo jest to niemożliwością. Może za trzecim razem zdam i nie będzie niby wymuszania na niby czołówkę. "Pani kochana, pani na czołówkę wyjechałaś! Pani kochana, egzamin do powtórki". Przecież ze mnie jest taki świetny mistrz kierownicy!
Od wczoraj jestem bez okularów, bo "nosek" ułamał się i odpadł. Niestety na brajla telewizji nie można oglądać i śmieję się, że ktoś musi robić za "psa przewodnika". Padło na McDoga, bo jako jedyny jest psem, choć wiele osób wątpi w jego "pieskość".
Parę dni temu wreszcie przyszedł lomo, jeszcze kliszy całej nie zapełniłam, więc z wypiekami na twarzy czekam co to wyjdzie z tej pierwszej kliszy. ten aparat może nauczy mnie większej cierpliwości, choć sądzę, że i tak zrobiłam spore postępy, czego dowodem mogą być arkusze, wordy i inne, tego typu rzeczy.
Rozgrzewam się kolejną herbatą. Powoli zbliża się jesień..."Wtem okular zajdzie mgłą".

Update 16.09.2008
Mówię stanowcze "nie" spaniu na waleta.

sobota, 23 sierpnia 2008

Where do you go my loneliness?

I'll send an S.O.S to the world. I hope that someone gets my message in the bottle.
I'm not a castaway. Not now.
Bo jest sierpień i gwiazdy muszą spadać z nieba. Dancing when the stars go blue. I'll follow you, when the stars go blue.
To się nazywa uśmiechaniem do małych rzeczy. Jest ci dobrze tu i teraz. Jest mi dobrze tu i teraz. Ordinary world. Choć...

...Z wypiekami na twarzy przeglądam przewodnik po Pekinie. No to kiedy jedziemy? Będziemy jeździć rowerami, jeść
w Baguo Buyi, a na drinki chodzić do No name bar. To byłyby wakacje! Czemu tylko wakacje? Jak jechać, to na dłużej. Zwłaszcza w tak daleką podróż, jaką jest wyprawa do Kraju Środka. Ktoś musi w końcu nauczyć te dzieci jakiegoś języka obcego.
You're on the road, but you have no destination.
Takie niespełnione marzenia? Nie.

Wyjechać na rok, gdzieś daleko. Pomimo, że jest mi tu i teraz tak dobrze? Rodzaj ucieczki.
Przed czym? Nie wiem.
Dokąd? Wiem.

Tam na pewno przyda mi się mój aparat. Bo to City of blinding lights.

wtorek, 12 sierpnia 2008

Pobudapesztańsko

Czerwona, wściekła okładka książki Clarksona poniewiera się po biurku, obok słowników, paru niedbale porozrzucanych zeszytów, kartek, kalendarza i przypomina o sobie co jakiś czas, aby wziąć ją do ręki i przeczytać kolejne ekstremalne felietony mojego idola. Mieć tak cięty język jak pan Clarkson, marzenie nie do spełnienia.
Według iTunes "A little less conversation" to przykład muzyki tanecznej, ciekawe. Ciekawe co na to sam Elvis, albo jedne z jego sobowtórów. Słuchając tej piosenki mam w pamięci obrazy z "Ocean's eleven". Kocham ten film, a George Clooney to ciacho. Tym razem nie można się ze mną nie zgodzić. Oglądając ten film człowiek ma ochotę pojechać do Vegas. Autentycznie.
Póki co do Vegas się nie wybieram, ani tam nie byłam. Jak na razie żyję ciągle wspomnieniami i wrażeniami po Budapeszcie, który jest cudowny, wspaniały, och i ach. Zakochałam się w tym mieście, zresztą nie tylko ja. Sanci oczywiście jest innego zdania. Typowy przykład fanatyzmu węgierskiego sprzed Trainonu. Biedny. Kolejny potomek, który nie może się pogodzić z utratą Słowacji, Siedmiogrodu i pozostałych terenów po pierwszej wojnie światowej. czasem wydaje mi się, ze ich tęsknota polega na tym, że pragną tego co nieosiągalne, na docenianiu dopiero po utracie, czy też braku dystansu do przeszłości. Powinniśmy doceniać, że nie nosimy w sobie takiego rodzaju piętna, skazy, tęsknoty, która powoli od środka niszczy, chyba, że czytając to jesteś Węgrem.
Kubek nie potrafi utrzymać równowagi, przewraca się wylewając z siebie całą herbatę. Zalewa totalnie wszystko, komórkę, podkładkę pod myszkę, moje spodnie. Gdzieś z oddali dochodzi do mnie głos komentatora sportowego, który relacjonuje przebieg zawodów kajakarskich. Nie mogę doczekać się dyscyplin lekkoatletycznych. Ukoronowanie wszystkich dyscyplin sportowych. Zawsze oglądam, kiedyś nawet każdy meeting sportowych, każde zawody Golden League.
Może czas wrzucić nowe zdjęcia...

niedziela, 3 sierpnia 2008

Budapeszt

Nadaje z dworca Keleti. Udalo mi sie znalezc nienajgorsza kawiarenke internetowa. Wazne, ze Internet szybko chodzi, nikt nie stoi nad glowa i nawet mozna ustawic sobie polska lub tez angielska czcionke.
Budapeszt jest piekny, polecam. Upaly niemilosierne, ale specjalnie tego nie odczuwam. Piekne widoki, neobudowale tez wynagradzaja te niedogodnosci. Od wczoraj najazd Polakow na Budpaeszt, Formula 1.

niedziela, 20 lipca 2008

Klub samotnych serc sierżanta Pieprza

Zjadłam kolejną już tabliczkę czekolady mlecznej z orzechami.
Przemeblowałam pokój. Zmienił on totalnie swój dotychczasowy charakter.
Stare kawałki Coldplaya, które momentami przypominają beatlesowskie "Norwegian wood".
Nie lubię tej piosenki, ale często jej słucham, zwłaszcza wieczorami przed zaśnięciem, jeśli moja mp3 się nie rozładowuje lub się nie ładuje. Piosenka tak samo skażona jak większość książek Murakamiego.
Czasem są takie dni kiedy wewnętrzny uśmiech i optymizm przygasają. Wtedy nie sposób opisać tych śmiesznych scen ze stacji benzynowej, jedzonych tam francuskich hot-dogów, czy pogodni na tramwaj nr 17.
Denerwuje mnie to, że książka od włoskiego znów mi zginęła, że mam bałagan na biurku, a łóżko jeszcze samo się nie pościeliło.

poniedziałek, 30 czerwca 2008

His glasses

Punk rock !. Ot, co. Że niby ja nie mogę.
3-miesięczne pobyt w domu najlepiej rozpocząć od czarnej herbaty z cytryną w kubku z promocji. Już zapomniałam, że mamy taką "zastawę". Szybko się różne rzeczy zapomina, ale nie, to, że minaret w Egerze ma 93 schody.
3-miesięczne wakacje najlepiej rozpocząć od nocnego koncertu pana Costello.
"Thank you very much indeed. It's very fine summer evening in spite it's sa late".
Po roku znów wracały wspomnienia, że zlot, że ci wspaniali ludzie, że Malta, że, że wiele jest tych "że".
The Imposters na MP3 pozwala mi zasnąć, tak samo jak pozwala mi się obudzić.


poniedziałek, 16 czerwca 2008

Klasyk

Siedzę na kanapie, szczelnie okryta miękim szlafrokiem, trzymając laptopa na kolanach. Obok, na podłodze stygnie herbata z torebki. Nie. Nie teraz. Tak było wczoraj.
Czasem przeszłość trzeba oddzielic grubą kreską od teraźniejszości.
Kiedyś powiem o tym sobie, ale spokojnie, nie uwierzę. Dno osiągnąłeś przy Indianie Jonesie.
Bye.
Wszystko wraca do rzeczywistości, do jogurtu, który smakuje jak mojonez, bo jest majonezem.

Klasyk.

Ostatnie tygodnie to spacery.








niedziela, 1 czerwca 2008

virag

Maj się skończył, co utwierdziło mnie w przekonaniu, że on nie jest jednak Indiana Jonesem, a sformułowanie "bumerang" zostało pochopnie nadane.





czwartek, 8 maja 2008

Ignorancja Scytów

Porzucam Hrodota, muszę to zrobić w kazdym razie. Nie jest to najłatwiejsza decyzja. Z drugiej jednak strony została podjęta za mnie, wbrew mnie. Może to jednak Herodot mnie zostawił. Nie może, ale na pewno. Mi w tej sytuacji brakuje postawy Persów i ich spojrzenia na świat. Wywodzę się z ludu scytyjskiego.

Za okna wydobywa się ciche "One". Bez problemu rozpoznaję znaną mi melodie. Głos Mary J. Blige staje się z minuty na minutę coraz bardziej przeszywający. Są m0menty kiedy przesstaję lubić tą piosenkę. Chociaż na 5 minut chcę w tej chwili być w Berlinie.

Herodot jest dla mnie integralną częścią starożnynej historii. Tu się pojawia mój problem. Nie mozna zapomnieć o czasach Herodota, czy żyjącego później Wergiliusza.
Historii się nie zapomina. Powinieneś mi płacić odszkodowanie w złotych dukatach.

Ja i tak będę podrozować. Straciłeś szanse na zobaczeni Wielkiego Muru i mozliwości dotarcia na Tokyo Tower.


Update 11.05.08

Herodot w swoich prodrozach byl ograniczony jeśli chodzi o miejsca, czas. Pewnie, gdyby zyl po odkryciach Kolumba, podrozowalby tez po Ameryce Łacińskiej.

Pojechaliśmy dziś do krajów tropikalnych.





wtorek, 15 kwietnia 2008

I just want to fell your embrace

Śnił mi się dziś w nocy Jim. Dokładniej to Jim i Joe. Jeszcze dokładniej powinnam napisać, że Jude i Max. Chyba. O 5.30 obudziłam się z lekkim niedowierzaniem, była dopiero wczesna godzina. Jeszcze jakieś pół godziny spokojnego snu. Co było potem nie pamiętam, bo ranek był dość smutny, a ciemne chmury nisko okalały stare budynki od zachodniej strony.

Teraz też szaro-niebieskie zwiastuny późnowieczornego deszczu powoli snują się po niebie, skutecznie utrudniając słonecznym iskierkom przedostac się i wpaść na balkon.
Może to i lepiej. Nie jest mi chociaz zal pieknej pogody za oknem.

Czytam prospekty turystyczne o Węg, o Debrecsenie i śmiac mi się chce na samą myśl o nim. Nagyon szép pályaudvar Debrecsenben. Tak słyszałam tak kazdym razie.

Słuchając Kate Havnevik pomyśałam, że fajnie by było uciec na Borholm. Niekoniecznie z kimś. Nie chcesz tam jechać, trudno, twoja strata. Trudno się przyznać, my loneliness unfolds.
Tam jednak człowiek zapomina, ze jest samotny. Z uśmiechem na twrzy można wtedy usiąść na plaży w Dueodde. Jednak, jeśli zgodzisz się pojechać, zabiorę cię ze sobą. Naucze ciebie czym jest prawdziwe morze...Morze myśli.

update 18.04.08

Patrz! Świat za oknem zwariował! Ciepłe i zimne barwy uległy wymieszaniu. Nawet kot, dachowiec omija ciebie szerokim łukiem. Wtedy myślisz sobie, że to wredne, zapchlone zwierzę.

Idąc ulicą kopiesz starą puszkę po Dr. Pepperze zastanawiając się, w którą stronę musisz się kierować, aby dojść do "Mekki". Nie wiesz jeszcze dokładnie czym jest twoja "Mekka", wiesz natomiast, że musisz tam dotrzeć i to niedługo.
Gdy tak kopiesz puszkę zauważasz, że podeszwa w twoich starych butach niedługo odpadnie.

To się nazywa przewartościowanie. Każdy tak mówi, ale nikt jeszcze nie odkrył czego tak naprawdę ono ma dotyczyć, tzn. jakich kwestii życia. Czy puszczanie baniek mydlanych na wietrze wystarczy, czy trzeba do tego jeszcze szczerze się uśmiechać i zaufać sobie?

wtorek, 8 kwietnia 2008

Dici che il fiume trova la via al mare

Obiecałeś, że do mnie, po mnie przyjedziesz.
Morze Czarne musi być piękne, nie tylko o tej porze roku, a jego historia to splot heroicznych scen z przeszłości, jak też tych, które splamiły dzieje ludzkości.
Ja cięgle jeszcze bardziej wierzę w tę heroiczność, w prawdę. Tak samo jak w ludzi. Uwierzyłam w tamte słowa. W jego słowa? Naiwność dziecka, niczym z powieści Dragomana. Tam obraz Kanału Dunaju to czarna karta, na której widnieją zaschnięte krople krwi.

Wróćmy jednak do mojej, naszej podróży. Będziemy podróżować niczym Herodot. Plan naszej trasy jest jednak dłuższy, wszak Indie są dopiero w jej połowie. Dotrzemy aż do Chin. Muszę zmierzyc się w koncu z moją marą senną, którą jest Wielki Mur Chiński. Jak się uda i starczy funduszy to może przeprawimy się do Japonii, choć obiecałeś, że już nigdy nie wrócimy do Tokyo. Na pewno wcześniej zwiedzimy Europę Środkowo-Wschodznią. Marzę o tygodniu spędzonym nad Balatonem, a tyle już słyszałam o Górze Gelerta. Indnie będą zapewne dużym szokiem kuturowym, choć pewnie już Turcja wywrze spore wrażenie. Będziesz musiał o mnie dbać, w końcu jestem tylko blondynką o poszarpanej duszy, którą mozna sprzedać za dwa wielbłądy.
Obiecujesz, nie sprzedaz mnie?

To tylko podróz po zakamarkach mojej duszy i wyobraźni.
W mojej wyobraźni, jak tez w mojej rzeczywistości czekam na ciebie. Bo obiecałeś, a obietnic się dotrzymuje. Przeciez nie wyruszymy tak z dnia na dzień. Mozemy wcale nie wyjezdzać. Wystarczy nam mapa na mojej ścianie, twoje i moje zdjęcia gromadzone z katalogów biur podrozy i wycinków z gazet. Opowiem Ci wszystko o Budapeszcie. Mowisz, że jest piękny. Wierzę ci. Sama tam jeszcze nie byłam, a ty?

Nie chcę, zeby moim mottem stało się "E quell'amore non so pi aspettare".

No! Sei il fiume!

środa, 26 marca 2008

Surrealistycznie

"Surrealistyczne, acz miłe"- pamiętacie te słowa wypowiedziane przez Hugh Granta w "Notthing Hill"?
Ja powinnam mówić: "Surrealistyczne, acz prawdziwe". Tak, prawdziwe.

Uśmiecham się na myśl o tych paru godzinach.

Update 29.03.2008

Dziś złość? Nie. Tylko, że ja nie chcę być Eleanor Rigby.

sobota, 15 marca 2008

Truskawkowe pole

Baterie w końcu kupione, kabel jest. Zdjęcia można wreszcie wgrać na komputer. Ile było czekania, wkurzania się i ogólnie pojmowanej irytacji.





No niestety Jastrzębie przegrało.

Ostatnie tygodnie przyniosły lekką kompromitacje przy automacje z jedzeniem, parę samochodowych podróży i Wielki Mur Chiński, który z uporem maniaka prześladuje mnie w snach. Interakatywno-literacka podróż do Indii odbyła się bez zakłóceń, za to obraz Chin chodzi za mną zarówno w dzień, jak i w nocy. Z naciskiem na nocy. Dobrze, że za towarzysza mam Herodota.
Kino też mnie pociąga i nie zapomina o sobie zapomnieć..."Aż poleje się krew".

Uzależniłam się od skrzynki pocztowej o "odebranych wiadomości". Od tygodnia brak wiadomości. Nie przejmuję się tym jednak, bo wiosna tak pięknie pachnie na Wildzie.

Cały czas chodzę nucą "Strawberries Fields", cover Beatlesów, w wykonaniu Strugessa i Andersona.
Słodkie jest to truskawkowe pole.

wtorek, 4 marca 2008

W podzięce dla Borrominiego

Himmel über mir, und das moralische Gesetz in mir... Sprawiam wrażenie, że ja taka intelektualistka ze mnnie. Kiedyś trzeba zacząć, a jak zaczynac to już od klasyów. Chyba jeśli chodzi o filozofie, to na tym zdaniu rozpocznie i zakończy się moje obcowanie z filozofią w tym tygodniu, bo coś sądzę, że pomylę drogi w drodzę na wykład i zawędruję do kina czy do sklepów w poszukiwaniu butów. No i w tym momencie upadło wrażenie "wyższej inteligencji". Tak, wiem, jestem płytka.
Dziś dzień włoski w "trójce". Serce aż się wyrywa do ukochanego Rzymu, na Via Corso czy Piazza Navona. Tam tak pięknie promienie słoneczne padają na twarz, gdy leży się na marmurowej ławce. Marzycielsko. Brakuje tylko soundtraca z "Marzyciela" czy piosenek Erosa Ramazzotiego. Per me, per sempre!

Na razie w głośnikach zbieranina muzyczna, począwsze ot Beatlesów, skończywszy na Mobym, a do tego kolejne muzyczne rewelacje od McDreamy'ego.
Zwariowałam. Uzależniłam się od skrzynki pocztowej.

czwartek, 21 lutego 2008

Sytuacja kryzsowa

...Taka jest, a raczej była jeszcze wczoraj, bo przedwczoraj to był szczyt szczytów. To może zacznę od zilustrowania przedwczorajszej sytuacji.

Przedwczoraj:
-gorączka, stan przeziębieniowo-chorobowy a'la grypa,
-wieczorne spotkanie trzeciego stopnia u lekarza na "dziadkowej wsi",
-antybiotyki, lekki "zjazd", załamanie nerwowe, stan wszechogarniającego płaczu,
-świadomość jutrzejszego zaliczenia z języko., na które mało co umiałam.
Odwaga ducha i serca jednak zwyciężyły. Naszpikowałam się jakimiś proszkami, poszłam spać. Wcześniej parę telefonów od rodziców, bo "ty dziecko dawno nie byłaś chora". Uwierzcie mi, ostatni raz z gorączką leżałam chyba w gimnazjum. Liceum to był okres ogarniającego mnie zdrowia, a to, że różnie to wyglądało w dzienniku i na usprawiedliwieniach, które rzekomo były lewe, to już inna sprawa. Od razu zaznaczam, nigdy nie miałam lewego zwolnienia, chorowałam, ale na trochę inne dolegliwości...

Wczoraj:
-uzbrojona w herbatę malinową dotarłam na zaliczenie, które okazało się nie być zaliczeniem,
-jako, że ma zwolnienie lekarskie doszłam do wniosku, że nie będę zarażać ludzi, bo ponoć to strasznie zaraźliwe i narażać nie będę my flatmate, spakowałam się i pojechałam do G-W, do rodziców,
-pełnia szczęścia, też przeziębionych rodziców, że jestem w domu, a nie na odległość sama się leczę.

Dziś:
-dziś się dopiero zaczyna,
-przemiłe SMSy rano od S.(btw, trzyma kciuki za prezentacje)
-cholerna strzałka od McDreamego, którego numer znów sobie wpisałam do komórki, wiem, masz prawo mnie udusić.

Podsumowując, dobrze jest. Siedzę w ------- G-W, zamiast świetnie się bawić w Pz-n, bo szczerze mam ochotę na Doga i wódkę z tonikiem. Woła mnie syrop.
Niech mnie ktoś odwiedzi ...

Update.20.42
Sytuacja kryzowa wynikała też z braku zimnej wody w kranie. To jest naprawdę duży dyskomfort. Człowiek jak wchodzi potem pod prysznic, z którego leje się zarówno zimna , jak i ciepła woda jest w 7. niebie.

Jak już wspominałam, rodzinnie chorujemy, tak więc oglądamy stare filmy, seriale i komedie romantyczne, w tym oczywiście ponadczasowego "Kate i Leopold". Zawsze podczas jego finału się wzruszam, a do tego "Until" Stinga...



enjoy!

czwartek, 14 lutego 2008

Keine direkcione

Wycieczka krajoznawcza do "NRD" skończyła się z t-shirtem z esprit, "vanity fair", paczką kellogs i słoikiem pysznego masła orzechowego. Teraz będziemy mieli co na śniadanie, dla urozmaicenia.
Napatrzeć się nie mogę na czerwoną reklamówkę leżącą na moim niepościelonym łóżku.
Kupiłam sobie jak już na wstępie wspomniałam "Vanity fair" i będę czytać i to po niemiecku. Zobaczymy z jakim skutkiem. O ile czas znajdę. "Czy ma ktoś GPS'a?"
Póki co nawet językoznawstwo ciągle tylko leży na biurku. Co jakiś czas do niego zaglądam, ale bez skutku. Jakoś nie mogą mi wejść do głowy poszczególne homonimy, homosignifikaty i inne fonemy.

Za każdym razem jak jestem w Niemczech i widzę ulice o nazwie "Karl-Marks-Alee/Strasse" przypomina mi się jakiej dostałam ekstazy podczas "early morning september fog" przejeżdżając przez berlińską "Karl-Marks-Alee".
-Anek, patrz! Karl-Marks-Alee! Tu kręcili berlińską wersje teledysku U2 "One".
Wtedy jeszcze nigdy wcześniej, jak wtedy, te kafelkowe budynki przy tej jednej z głównych alei, nie zrobiły na mnie takiego wrażenia. Duże miasto budzące się do życia. Mgła opadająca na spękane starością budynki i okoliczne klomby.

Właśnie słucham "One". Rockowe piosenki o miłości tak oczywiście przedstawiają miłość, jako spełnienie dusz, ich wspólnotę. "Oczywista oczywistość". Może to jeden z wielu powodów czemu ludzie tak kochają rockowe ballady. "We one, but not the same". W walentynki ludzie właśnie pod takimi piosenkami piszą dedykacje dla swoich miłości.

Piosenki o miłości? Przychodzi mi parę na myśl. Oczywiście wspomniane "One", ale też "With or without you", piosenka, która może robić za przykład antytezy na lekcjach języka polskiego, refren piosenki "Window in the skies", który słucha sobie za każdym razem McDreamy jak mi strzałki wysyła, ale też "Pride. In the name of love". Trochę monotematycznie się zrobiło...Bardzo U2-towo. No to jeszcze dorzucę "Fields of gold" Sting, "Everlasting love", "I've just seen a face" The Beatles. Zapomniałabym na koniec o "Sweetest thing" też oczywiście U2. Miny Bono za każdym razem wywołują uśmiech na mojej twarzy. Nie ma to jak widok skruszonego faceta. Od razu wywołuje nie dosć, że uśmiech to też, małą satysfakcje.

W walentynki wzrasta liczba przyjęć do szpitali psychiatrycznych, nie tylko na Węgrzech...


Aparat jakby trochę lepiej, tzn powoli zaczyna łapać ostrość. Zdjęć z podboju Frankfurtu za dużo nie ma, a jak są to w komórce, na dodatek nie mojej. Póki co uraczę Was, znanymi przez niektórych już, zdjęciami z podboju Berlina we wrześniu.








Na marginesie, znów nie zdałam. Wiemy o co chodzi.

piątek, 8 lutego 2008

Akumulator

Dużym plusem G-W zawsze była zieleń. Jest sporo takich miejsc. Jak chcesz pooddychać świeżym powietrzem wystarczy pójść przez park na działkę. Nie zauważa się wtedy otaczających ciebie z każdy stron wieżowców i poniemieckich kamienic, budynków. Zresztą miasto położone jest na 7 wzgórzach. Niestety, do Rzymu trochę mu brakuję. Nawet nie trochę, a dużo. Zwłaszcza, że kocham Rzym, zwłaszcza o zachodzie słońca.
Szkoda, że tą zieleń władzę miasta chcą tak starannie nam ograniczyć, w imię rozwoju gospodarczo-kulturalnego miasta.
Ostatnio znalazłam w "Mroczce" zdanie: "Przemysł Węgier rozwija się szybko".
No to parafrazując "Przemysł G-W rozwija się szybko". Niech żyje rewolucja!
Odpoczywam. Chodzę na spacery. Często sama. Na tym polega odpoczynek. Taki odpoczynek dla samej siebie. Ładuję akumulator. Sprawdzam co pół godziny komórkę, bo może jakiś SMS przyszedł.

Jest bardzo muzycznie. The Fray, Snow Patrol, The Beatles.
"I would like to stay with you all night". Fajnie byłoby wiedzieć kto jest tym "you". Zresztą najlepsza przyjemność jest w nuceniu piosenek. Chyba nie potrzeba odpowiedzi na wszystkie pytania.

W domu liczba aparatów- dwa.
W domu liczba aparatów działających- nulla.
Zdjęć na dzień dzisiejszych nie będzie, a wiosna taka ładna nadchodzi w lutym. Bez zaczyna wypuszczać pąki. A aparatu nie ma. Będzie lustrzanka, ponoć. Trzymam za słowo.

piątek, 1 lutego 2008

komunikacja

Komunikacja. Uczymy się jej od dzieciństwa, z różnym skutkiem. Wszystko zależy od naszego potncjału intelektualnego. Nieważne jaka jest nasza kmunikatywność, ważne, że jest, że od czasu do czasu daje o sobie znać i pcha nas do ludzi.
Mój poziom komunikatyność od zawsze był w pewnym stopniu ograniczony. Staram się to jednak zmienić. Piszę mejle, uzalezniam się od skrzynki odbiorczej. Odpowiadam na pytania nieznajomych z Kołobrzegu, nawet uśmiecham się do pań w szatni. Jestem komunikatywna. Staram się. Doceńcie.

Przyjechałam do domu. Znów, drugi raz z kolei, stałam w korku jakieś 40 km. od Gorzowa, bo znów wypadek drogowy. Tym razem miałam komputer. Mogłam oglądać "Chirurgów" i męczyć rodziców na gadu-gadu. Kiedyś napiszę książkę o podróżowaniu. PKS obejmie nad nią patronat. Coraz większą przyjemność czerpię z tych jazd. Pewnie do czasu. Znów mi się pewnie za jakiś czas to znudzi i zabunkruję się w Pz-n. Tak dla odmiany.

Na mp3 od tygodnia "How to save a life" The Fray. Dodaje energii. Tak samo jak kave 3 w 1 o 7 rano z przeciekającego kubka termicznego.

Przyznacie, jestem komunikatywna.

środa, 23 stycznia 2008

Chasing cars

"Obiecaj mi, że nigdy nie przyjedziemy znów do Tokio".

I suppose that we are like this chasing cars...Like in this song. Co więc stoi na przeszkodzie? Milion rzeczy, milion zdarzeń, milion niewykonanych ruchów, telefonów, decyzji. Strach, brak przekonania. W końcu się nie znamy. Najważniejsze jest jednak to, że wywołujesz uśmiech na mej twarzy, choć tak naprawdę nie pamiętam Twojej. Wiesz, ja się zmieniłam. Noszę okulary, zaczęłam chodzić w spódnicach, używam mocnych perfum. Dalej jednak przygryzam dolną wargę. Ponoć to z nerwów.
Teraz na kaczki chodzę się wypłakiwać i robić zdjęcia. Mam setki zdjęć, setki niezawsze udanych zdjęć.
Czy coś bym zmieniła? Podjęłabym inną decyzje? Nie. Na swój sposób jestem szczęśliwa. Jak zwykle na swój sposób. How I feel? Jestem szczęśliwa.

poniedziałek, 7 stycznia 2008

Kratka?

- Ki az a férfi aki kockás ingban?
- Kockás? Czyli, że w kratę?

Nie ma to jak inteligentne, pełne polotu rozmowy studentów podczas zajęć. Pytanie jasne, więc po co pytanie na pytanie? Brawa dla mej osoby. Wszystko można zawsze zwalić na zaspanie, na poniedziałek...Tylko gdzie zaspanie o godzinie 16? Co do zaspania, to ludzie cierpiący na bezsenność potrafią dostawac halucynacji, więc jakbym coś komus powiedziała, czy zachowywałabym się jakoś inaczej to powodu szukajcie w mojej bezsenności. Wczoraj znów walczyłam do 2, jedząc dania w 5 minut, siedząc na naszej-klasie i pisząc speacha o adopcji dzieci przez pary homoseksulane. Ostatnia czynność zaciągnęła mnie w końcu do łóżka. Nasza-klasa robi furore, żadne to odkrycie, ale się utwierdziłam w tym przekonaniu, jak się okazało, że McDreamy się zalogował, przez co zyskał sobie przydomek "Człowiek widmo". Ja nie wiedziałam, żeby na Anke aż tak działała symfonia z "Nosferatu wampir- symfonia grozy". Póki co zapominam o wampirach i chcę się wybrać na "Across the universe". Nie dość, że piosenki panów z Liverpoolu to jeszcze Bono jako doctor Robert...No i jeszcze wielkie odkrycie zeszłego weekendu-Jim Strugess. To nic, że kogoś mi przypomina. Może to już te halucynacje?

di-di-di-di'n'di ? Jim Strugess, "I've just seen a face" i słuchawki na uszach bo dziś w domu atmosfera iście naukowa.

Amnesty International