wtorek, 15 kwietnia 2008

I just want to fell your embrace

Śnił mi się dziś w nocy Jim. Dokładniej to Jim i Joe. Jeszcze dokładniej powinnam napisać, że Jude i Max. Chyba. O 5.30 obudziłam się z lekkim niedowierzaniem, była dopiero wczesna godzina. Jeszcze jakieś pół godziny spokojnego snu. Co było potem nie pamiętam, bo ranek był dość smutny, a ciemne chmury nisko okalały stare budynki od zachodniej strony.

Teraz też szaro-niebieskie zwiastuny późnowieczornego deszczu powoli snują się po niebie, skutecznie utrudniając słonecznym iskierkom przedostac się i wpaść na balkon.
Może to i lepiej. Nie jest mi chociaz zal pieknej pogody za oknem.

Czytam prospekty turystyczne o Węg, o Debrecsenie i śmiac mi się chce na samą myśl o nim. Nagyon szép pályaudvar Debrecsenben. Tak słyszałam tak kazdym razie.

Słuchając Kate Havnevik pomyśałam, że fajnie by było uciec na Borholm. Niekoniecznie z kimś. Nie chcesz tam jechać, trudno, twoja strata. Trudno się przyznać, my loneliness unfolds.
Tam jednak człowiek zapomina, ze jest samotny. Z uśmiechem na twrzy można wtedy usiąść na plaży w Dueodde. Jednak, jeśli zgodzisz się pojechać, zabiorę cię ze sobą. Naucze ciebie czym jest prawdziwe morze...Morze myśli.

update 18.04.08

Patrz! Świat za oknem zwariował! Ciepłe i zimne barwy uległy wymieszaniu. Nawet kot, dachowiec omija ciebie szerokim łukiem. Wtedy myślisz sobie, że to wredne, zapchlone zwierzę.

Idąc ulicą kopiesz starą puszkę po Dr. Pepperze zastanawiając się, w którą stronę musisz się kierować, aby dojść do "Mekki". Nie wiesz jeszcze dokładnie czym jest twoja "Mekka", wiesz natomiast, że musisz tam dotrzeć i to niedługo.
Gdy tak kopiesz puszkę zauważasz, że podeszwa w twoich starych butach niedługo odpadnie.

To się nazywa przewartościowanie. Każdy tak mówi, ale nikt jeszcze nie odkrył czego tak naprawdę ono ma dotyczyć, tzn. jakich kwestii życia. Czy puszczanie baniek mydlanych na wietrze wystarczy, czy trzeba do tego jeszcze szczerze się uśmiechać i zaufać sobie?

wtorek, 8 kwietnia 2008

Dici che il fiume trova la via al mare

Obiecałeś, że do mnie, po mnie przyjedziesz.
Morze Czarne musi być piękne, nie tylko o tej porze roku, a jego historia to splot heroicznych scen z przeszłości, jak też tych, które splamiły dzieje ludzkości.
Ja cięgle jeszcze bardziej wierzę w tę heroiczność, w prawdę. Tak samo jak w ludzi. Uwierzyłam w tamte słowa. W jego słowa? Naiwność dziecka, niczym z powieści Dragomana. Tam obraz Kanału Dunaju to czarna karta, na której widnieją zaschnięte krople krwi.

Wróćmy jednak do mojej, naszej podróży. Będziemy podróżować niczym Herodot. Plan naszej trasy jest jednak dłuższy, wszak Indie są dopiero w jej połowie. Dotrzemy aż do Chin. Muszę zmierzyc się w koncu z moją marą senną, którą jest Wielki Mur Chiński. Jak się uda i starczy funduszy to może przeprawimy się do Japonii, choć obiecałeś, że już nigdy nie wrócimy do Tokyo. Na pewno wcześniej zwiedzimy Europę Środkowo-Wschodznią. Marzę o tygodniu spędzonym nad Balatonem, a tyle już słyszałam o Górze Gelerta. Indnie będą zapewne dużym szokiem kuturowym, choć pewnie już Turcja wywrze spore wrażenie. Będziesz musiał o mnie dbać, w końcu jestem tylko blondynką o poszarpanej duszy, którą mozna sprzedać za dwa wielbłądy.
Obiecujesz, nie sprzedaz mnie?

To tylko podróz po zakamarkach mojej duszy i wyobraźni.
W mojej wyobraźni, jak tez w mojej rzeczywistości czekam na ciebie. Bo obiecałeś, a obietnic się dotrzymuje. Przeciez nie wyruszymy tak z dnia na dzień. Mozemy wcale nie wyjezdzać. Wystarczy nam mapa na mojej ścianie, twoje i moje zdjęcia gromadzone z katalogów biur podrozy i wycinków z gazet. Opowiem Ci wszystko o Budapeszcie. Mowisz, że jest piękny. Wierzę ci. Sama tam jeszcze nie byłam, a ty?

Nie chcę, zeby moim mottem stało się "E quell'amore non so pi aspettare".

No! Sei il fiume!

Amnesty International