czwartek, 24 grudnia 2009

I wish you...

My tu, tata na drugim krańcu świata.
Wesołych Świąt Wszystkim!

sobota, 19 grudnia 2009

Kaszmirowski

McDreamy doesn't exist!

Chciałabym zakomunikować światu, że nie istnieje już w moim życiu i już. Kaszmirowski- genialne ozdrowienia! Przejrzałam na oczy, a może zmądrzałam, a może najwyraźniej w świecie mi przeszło. Jednak człowiek na starość nie do końca głupieje. Tym razem mówię na serio i z pełną odpowiedzialnością. Nie jest prawdą, że jest jak bumerang!

I don't love him. Winter just wasn't my season. Just Breath.
No one can find the rewind button
.

środa, 11 listopada 2009

London, Belfast und Berlin

Ch. z grzybnią, jak to ma w zywczaju mówić mój kolega w trudnych dla siebie chwilach, bądź też w momentach zwątpienia. Taki stan, stan "Ch. z grzybnią" utrzymuje się u mnie od zeszłego tygodnia, a dokładniej od zeszłego czwartku, czyli 5 listopada, kiedy to w Berlinia występowało za free U2, a ja oczywiście siedziałam w domu, jęcząc, że nie jestem tam. Wejściówki nie załatwiłam, bo z poczucia obowiązku zamiast olać zajęcia, siedziałam na wykładzie pana dziekana, zresztą nie wiedziałam, że akurat w tamtą środę pewien niemiecki serwis, który naprawdę i szczerze pozdrawiam, wrzucił je do sieci. Kiedy szok minął, akcja załatwiania wejściówek w liczbie dwóch, ale jedną tylko dla siebie też bym wtedy nie pogardziła, ruszyła. Prośby, groźby i błagania nie pomogły, bo nikt nie miał takowej na zbyciu, a takich jak ja było więcej niż przypuszczałam. Jednyna osoba, która w ostatecznym rozrachunku miała na zbyciu takowych biletów w liczbie 4 (tak, czte-rech) i, z którą przez blisko dwa lata dzieliłam łazienkę i w pewien sposób część swojego życia, się na mnie obraziła i mogłam tylko pomarzyć o U2 w Berlinie. Stan melancholii się pogłębiał, a do tego w tym stanie utrzymywał mnie i utrzymuje po dziś dzień "Stay (Faraway, co close)", czemu wyraz dałam na źródłoznawstwie, piszą tekst tej piosenki między kolejnymi etapami krytyki tekstu. Nic to, nie pojechałam, przebolałam jakoś, wsparcia moralnego zbyt dużego nie otrzymałam. Z tego poświęcenia siedziałam przed komuterem, pisząc do taty relacje z koncertu, niby kiepski stream live, niby jakieś krótkie to "One", a Larry mozliwe, ze grał z playbacku, to gdy usłyszałam We looooooove you!!!!!!!! za serce ścisęło i jakoś większa melancholia niż zawsze. Poświęciłam się wielce i jednym okiem oglądałam MTV EMA, dowiadując się co to za zespoły, bo oprócz U2, Placebo, Muse, Green Day, to większość niezbyt dużo mi mówiła. Obejrzałam, przecierpiałam całą galę. Plusy to zobaczyć w TV Adama Claytona nie w kamizelce, a w kołnierzu z wiewiórki i usłyszeć jakaś totalną głupotę z ust Larry'ego. Potem cała gala, kolejne gwiazdeczki, Doda i jakiś bezsens, a dopiero pod koniec 3 piosenki i "One" i Brandenburg Tor i oh... Następny dzień w takich sytuacjach jest gorszy, bo wtedy dowiadujesz się, że co niektórzy byli pod hotelem i mają autografy Bono i The Edga. Dobra, slinę trzeba przełknąć, zapomnieć i pomyśleć, że nie jest to takie złe, gorzej jakby zdobyli autograf od Adama.

To takie melancholijne... Najgorsze w tym wszystkim jest to, że poróbuję wmówić sobie, że taki stan pustki we mnie jest spowodowany przez ten koncert. Prawda tkwi pewnie gdzie indziej, ale ja lubię mieć na wszytsko wtłumaczenie. Poza tym czasem trzeba znaleźć zastępcze wytłumaczenie, bo z takim jest lepiej, lepiej dla własnej psychiki, zwłaszcza, jak zauważa się, że psychika czasem zaczyna płatać figle i zawodzić.
Gdy ostatnimi czasy słyszę Czemu jesteś taka smutna? Powiedz, czym jesteś tak wystraszona? Masz smutne oczy. Zaniepokojona jesteś. wolę mówić, ze wszystko jest w najlepszym porządku, bo jest. Nic się nie dzieje, wszystko jest dobrze. Jestem zdrowa, funkcjonuję normalnie, staram się nawet rozmawiać z ludźmi, a dzięki moim wędrówkom po antykwariatach dojechałam już do połowy epoki... Tyle, że każdy musi mieć, a zwłaszcza osoba z tak postrzępionymi doświadczeniami i wspomnieniami, musi od czasu do czasu poczuć wewnętrzną pustkę.

To jest chyba najbardziej osobisty fragment, jaki do tej pory napisałam.

poniedziałek, 26 października 2009

The year of Sgt. Pepper

Bo McDreamy ma mnie gdzieś. Na SMSy nie odpisuje, nie licząc tego sprzed tygodnia: "Nie mam pojęcia, co to BHL". Łaski bez, już wiem. Teraz to o płycie może zapomnieć. Niech wie co traci. Mark Knopfler jest najlepszy na jesienne wieczory.
Od soboty jestem w posiadaniu "Crazy Love" Michela Buble. Coś innego niż "Everything". Moja mama zakochała się w jego głosie, czego dowodem niech będzie nakaz zrobienia głośniej i prośba o wrzucenie płyty na jej mp3. Święta co prawda za dwa miesiące, ale mam dziwne przeczucie, że "Trzeszczące płyty" znajdę pod choinką.

Rano obudziłam się, z co prawda niezbyt dolegliwym, ale jednak bólem gardła. Na wszelki wypadek zaaplikuję sobie aspirynę. Bo najlepiej rozchorować się na Wszystkich Świętych i jak ma się długi weekend.
Kupiłam różową doniczkę pod kolor lampki. Miałam pomysł przemalowac biurko też w kolorze róż, ale zdrowy rozsądek podpowiedział, żeby jednak wybrac farbę pastelową. Póki co farba czeka na lepszy dzień i mój lepszy nastrój, choć ten nie jest aż taki zły. Średnia. Mój kolega śmiał się parę dni temu ze mnie, że "radość życia" przeze mnie przemawia.
Dziś nic nie zrobiłam, ale zrzucam to na niedysponowanie i ten coraz bardziej doskwierajacy ból gardła.

Przez moment miałam odruch chwycenia za komórkę i wysłania SMSa do McDreamy'ego "Chciałeś coś nowego Porcupine Tree "Time Files". Nie, nie zrobię tego, nie wyślę. Powinno się zrobić się smętnie i melancholijnie, jednak obiecuję sobie, że tak się nie stanie.

I could tell you what I'm thinking
While we sit here drinking
But I'm not sure where to start

You see there's something wrong here
I'm sorry if I'm not clear

Aha! Mam nową sąsiadkę, z polibudy. Ma bardzo przystojnych kolegów.


Dziś w głośnikach Archive na zmianę z Porcupine Tree.

piątek, 16 października 2009

Edukacja wczesnoszkolna

Zatłoczony tramwaj, godzina już bliska popołudniowej, część uczniów wraca do domów na obiad, ciesząc się weekendem. Wśród nich czworo uczniów, jak na moje oko, gimnazjum. Spokojna, sprawiająca wrażenie miła dziewczynka, w bardzo ładnej czapeczce z daszkiem i trzech kolegów. Rozmowa o tramwajach, "bo to Polska właśnie", zainteresowaniach. Jeden z chłopców, pełen zapału w głosie przechodzącym mutację, opowiada o grach komputerowych. Rzuca tytułami gier, które już wyszły, które mają pojawić się a rynku w najbliższym czasie i kodami do nich. Przy okazji krytykuje kolegów, którzy zbierali tazoo (nie wiem jak się to pisze) czy tez kapsle po butelkach, piwach. Stwierdza również, że lepsze jego hobby niż reszty kumpli.

Cieszę się, że moje, nasze dzieciństwo było pozbawione komputerów, gier, a wakacje spędzało się bądź co bądź w ogrodzie na świeżym powietrzu czy za miastem. Po szkole snuło się z "paczką" po mieście od jednego sklepu zoologicznego, do drugiego i słuchało kaset Nirvany, Aerosmith i Tori Amos. Trochę może to zabrzmieć wręcz patetycznie i dziwacznie, bo co za dzieciaki, co słuchały rocka i podkradały płyty rodzicom. Nie podkradały co prawda, ale pamiętam, że moja koleżanka, a raczej jej rodzice mieli dość pokaźną kolekcję płyt. Co tam były za płyty, kasety! Tam odbywała się moja wczesna edukacja muzyczna.

Mój tata jest niesamowity pisze mi dziś mejla, czemu to nie chcę jechac na U2 do Paryza, bo mogłabym to połączyć z Disneylandem, który jest moim marzeniem. Co prawda, raz tam byłam, jako małe dziecie, chyba w wieku 9 lat, ale teraz byłaby jeszcze większa frajda. Póki co Disneyland musi poczekać, a koncert w Paryzu i tak SOLD OUT. Zresztą i tak się cieszę tym co mam, co będzie.
Boję się, że mój koncert A-ha może stanąc pod znakiem zapytania. Będę walczyć do upadłego, żeby test faktograficzny nie był 17 listopada. Zespół ogłasza zakończenie działaności i to ma być jeden z ich ostatnich koncertów... Zwalnianie się i podawanie takiego powodu nieobecności, raczej nie przjedzie.

Nie mam ciepłej wody i jakoś nie uśmiecha mi się mycie w zimnej. Co ja jestem jakiś scout? Ja muszę mieć ciepłą wodę, krem do rąk i naładowanego iPoda.

Na weekend bylam w domu, akumulator naładowny, koszerne zapasy na najblizszy czas zabrane, więc z głodu nie umrę.

środa, 30 września 2009

Faraway so close

Wyemigrowałam z miasta na G. na kolejne parę miesięcy, a pomyśleć, że za kolejne wyemigruję jeszcze dalej, tym razem zarówno z miasta na G. i P.
Póki co przemierzam P. z Y. na piechotę, no naprawdę, "dziecko bez czajnika" ja nie mogę za Tobą nadążyć, jak Ty zasuwasz w tych swoich szpileczkach, a ja z tyłu w trampkach próbuję dotrzymać Ci kroku.
Dziś dotarł mój rower i czekam na na jego skręcenie. C. wyraził chęć pomocy przy skręceniu, chyba nie będzie wyjścia i go zaangażować w akcje "skręć sierocie rower". W ogóle przywiózł go bardzo przystojny pan, można rzecz, że podobny do McDreamy'ego. A propos McDreamy, to dziś prześladuje mnie blues. W Trójce Dżem, menele na deptaku Dżem. No co jest?! Żeby odreagować męczę cały wieczór Daniela Lanois na zmianę z Davidem Grayem. Włączyłabym koncert U2 z Chicago, ale nie chcę na wstępie wystraszyć sobą mojej nowej flatmate. Obecnie muzycznie jest wersja różnorodna, raczej spokojna, żeby pokazać, że nie jestem rąbnięta na punkcie czterech Irlandczyków (ta...bo Clayton to taki Irlandczyk...), choć na ten temat mój tata ma inne zdanie. Wystarczy, że się zapowietrzyłam gdy przeczytałam daty i miejsca koncertów 2go legu europejskiego. Śmiał się, a sam mi kazał sprawdzać ile kilometrów jest do Hannoveru i nawet przyznał się, że gdyby nie fakt, że nie będzie go wtedy na "Ojczyzny łonie" to sam by wsiadł w samochód i do Hannoveru na U2 drugi raz pojechał.
Na razie przyszły moje bilety na A-ha. Gdy wspominam, ze jadę do Łodzi na A-ha to większość moich rozmówców pyta się czy oni jeszcze grają. Tak grają, mają się nawet dobrze, wydali niezłą płytę (niezłą, bo szczerze spodziewałam, że będzie gorsza) i teraz ją promują. Póki co mam miesiąc na logistyczne rozplanowanie mojej podróży do Łodzi w środku tygodnia (kto robi koncerty w środę?). Tym jednak zacznę się przejmować za parę dni.
Odkładałam sumiennie pieniądze na nowego Marka Knopflera, miał być prezent dla taty na imieniny. Z prezentu wyszły nici bo dostał prezent łączony, bardziej praktyczny. Dla samej siebie nie było sensu kupować. Zresztą w zaistniałej sytuacji, kiedy ceny biletów na U2 podskoczyły o 15 euro, lipcowy koncert Marka wypada z grafiku, płyta też. Chyba, że tata jednak stwierdzi, że on chciałby pojechać, bo Dire Straits, czasy studenckie i takie tam. Szczerze to na sentyment w tej materii nie liczę.
Dobra, jak nie koncert z Chicago to chociaż cichutko Zooropa.

poniedziałek, 21 września 2009

Liryka, liryka, tkliwa dynamika

Jak jest się chorym to nie chce się czytać ani gazet, ani tym bardziej ksiązek. Zostaje telewizja, której nie lubię i na ogół nie oglądam, chyba, że jakiś lepszy film, ciekawszy mecz. No dobra, skoro leżę w łóżku to włączę ten cholerny telewizor, a tam co... Żałoba narodowa, więc chyba wszyscy powinni przeżywac to w skupieniu, a w programie śniadaniowym rozmowa o urojonych męskich ciążach, a viva, z emblematem na czarno, puszcza teledyski z półnagimi paniami. Po cholerę jest ta cala załoba?

Telewizor jak szybko włączyłam, tak jeszcze szybciej wyłączyłam. Dobrze, że istnieje coś takiego jak Internet bezprzewodowy i radio. W radio dziś spokojnie, lirycznie i nawet takie staje sie nowe nagranie Pearl Jam "Just Breath".

Czy zauwazyliście, jak wiele piosenek ma w tytule "breath", chociazby Anna Nalick, Pearl Jam, U2, Placebo, Michelle Branch.

Co do U2 to śnił mi się dziś w nocy drugi leg europejski i, że byłam w GC razem z kolegą zlotowym C. Tak dziwne sny to pewnie przez gorączkę.
Nie wspominałam nic jeszcze o zlocie, no bo i kiedy miałam to zrobić, i jakoś tak weny nie było (nie żeby teraz była). Było jak zwykle przecudownie, a marsz z Malty na dworzec o 3 w nocy dał się wszystki we znaki, ale dopiero następnego dnia, bo jak się szło to nie czuć było tych kilometrów. Choć niktórzy już na moście Rocha zaczeli się poddawać i marudzić. Ale dotarliśmy na miejsce. Potem do mojej norki, szybki prysznic, spakowanie się, posprzątanie, dwie godzinki snu i na pksa. Nic dziwnego, że teraz leżę chora, z gorączką, choć już trochę spadła i bez zaintersowania słucham na myspace nowego Pearl Jam, a "The Fixer" dziś mnie wręcz irytuje.

Za to od paru dni bardzo lubimy tego pana, zreszta tego pana już wcześniej lubiliśmy. To znaczy lubimy nowe nagranie tego pana. Enjoy!

środa, 2 września 2009

Let me in the sound!

W uszach mi pobrzmiewa od paru dni Florence+the machine. Skoro spora część forumowej braci sięgnęła po "Lungs", boski Adam Clayton wspomina o tej płycie, że z chęcią posłuchałby jej przed koncertem, to ja nie mogę być gorsza. Może jednak to Bono o niej wspominał...Tak to był Bono, który pokręcił coś w imieniu piosenkarki, a Adam go poprawił. "Rabbit Heart" powoli zaczęło mnie irtować, może to za sprawą LP3 i tego, że stosunkowo często gości w radio. Za to "Dog days are over" jak najbardziej można zobaczyć w moim iPodzie jako ostatnio odłuchaną. Żadne fajerwerki, ale pozytywnie nałdowana muzyka jest mi potrzebna. Stąd też "Foot of the mountain" A-ha. Zresztą za kazdym razem, kiedy wychodzi ich nowa płyta, jak chociażby w przypadku "Minor Earth, Major Sky", słucham ich do znudzenia, odtwarzając tez stare, dobre kawałki z lat 80-tych, po jakimś czasie zapominając o ich istnieniu, do czasu, kiedy znów w telewizji puszczą "Take on me". Jestem fanką tego teledysku. Do łask wróciła "Zooropa", a raczej odkrłam tę płytę na nowo, do tego stopnia, że zdenerowała mnie recenzja i ocena "Zooropy" tylko na 3 gwiazdki w dodataku do "Teraz Rock". Po prawdzie, nidy nie byłam fanką tej gazety i naprawdę rzadko można ją u mnie w łazience czy pod łóżkiem znaleźć.
Otworzyli w mieście na G. nową księgarnie, w miejscu Kolportera. Znalazłam się tam przez przypadek, celem kupienia kalendarza nauczyciela. Czekając jak rozpakują towar i wyciągną go na półki, napawałam się kosztującą 100 zł Propagandą i obiecałam w duchu, że pod koniec miesiaca sobie ją kupię. Tata zainteresował się tym pięknym wydawnictwem, ale na prezent nie mam co liczyć. W każdym razie wytłumaczyłam mu co to Propaganda, a on kryptofan zespołu zainteresował się i stał oglądając ze mną kolejne fotografie i dyskutując o zespole.
Verdi skazał na niebyt Vertigo, które z dolnego DVD, jedynego działającego w domu, dostało "bana" i leży grzecznie w pudełku czekając na lepsze czasy. Bo za głośno! A Verdi to co niby, cicho?

A propos Verdiego, opery. Bez bicia przyznaję się, że może najzwyczajniej w świecie do opery nie dojrzałam, choć w sierpniu byłam na Festiwalu Kiepury i poszłam na "Księżniczkę Czardasza", ale bardziej ze względów na kierunek moich studiów, a nie z pasji do operetek, no i koneserem i znawcą jej nie jestem. Jako, że postanowiłam nadrobić zaległości mojej edukacji muzyczno-operowej, a natchnęły mnie do tego płyty CD i DVD z koncertami z Verony, La Scali i innych włoskich świątyń opery walajace się po mieszkaniu, zagadnęłam do taty:

- Słuchaj...Bo Verdi to jest sławny nje? O czym jest?
Tak tu następuje facepalm i wybuch śmiechu rodzica.
- Verdi to kompozytor!

W każdym razie zaległości nadrobiłam, "La Traviata", "Aida", "Ottelo" i inne są już mi znane. Wykręciłam się faktem, ze bardziej gustuję w balecie.

Dziś chcę przemycić na dół Vertigo live from Chicago... Ale o tym cichosza!

sobota, 22 sierpnia 2009

Night is falling everywhere

Parę dni temu miałam pomysł, a nawet poukładaną w myślach notkę, ale to było parę dni temu. Na dzień dzisiejszy nic z tego nie pamiętam, żadnego przesłania, choć wątpię, żeby tam było jakieś przesłanie. Żadnej myśli, ale to żadnej. Jak to powiedział mi dziś mój tata: "młody idiota", to już jak to mówił to chociaż mógł w formie żeńskiej. No bo co kurcze blade (to teraz jest nasze ulubione wyrażenie), każdemu może się zapomnieć, że babcia dzwoniła. trzeba włączoną komórkę nosić, a nie, izolować się od świata.
Coraz częściej podejrzewam, że w moim mózgu nastąpił jakiś feedback, przez co część osób dostaje ode mnie dziwne SMSy, wiadomości etc. Dziś McDreamy chociażby dostał w SMSie jedną zwrotkę "Get on your Boots", nie zorientował się o co chodzi, a jako, że w jednym wersie było "Satan loves a bomb scare" odpisał, że "mrok przeze mnie przemawia" i poradził mi kolor różowy.
W sumie mam herbatowy dzień- to już dzisiaj trzecia. Na dworze, no może nie upał, ale ciepło, a ja herbatki! Tata po dłuższej obserwacji mojej osoby dziś spytał się czy nie jestem może emo, bo coś mi się na mózg ponoć rzuca i może się tak nie ubieram, ale ta czarna bluza z kapturem jest według niego niepokojąca. Ale to przecież nic. Ktoś napisał przed chwilą do Trójki mejla z pytaniem, kiedy będzie "Karp". Ja jednak zachowuję jakąś tam normę, jeszcze.
A koncert w Sheffield rewelacyjny, tzn rewelacyjny stream do tego stopnia, że iPod z bootlegiem został mi pokryjomu podporwadzony i leży w pokoju na dole. O!

Aha! Rower kupię, tani, może być przechodzony!

sobota, 8 sierpnia 2009

Magnificent!

One inside the Milky Way!

Niezapomniane emocje, dreszcz oczekiwania przed, sluchanie przed stadionem "Sunday Bloody Sunday" na tatowej komórce na cały regulator (inicjatywa mojego taty).

U2 360° Tour

wtorek, 28 lipca 2009

Obsraniec i kołnierz z lisa

Czemu jak zawsze wracam z wakacji nasz pies jest chory? I tym razem Babcia miała do zakomunikowania wiadomość, że Reks (tak Cym, Anet Reks, a nie żaden Max!) jest ciężko chory, czyli, że ma symptomy sraczki. Następnego dnia zabraliśmy naszego Obesrańca na Żwirową, ale do lecznicy, nie na cmentarz (to był taki niuans związany z miastem na G.). No i tak jeździmy z nim na zastrzyki już drugi dzień, jutro też, na co mój tata zrobił wielkie oczy, że płacić musi za psa, ale dziś go i tak kąpał, żeby był czysty do lekarza. Tzn, ja go miała myć, ale wykręciłam się uczuleniem na psi szampon.
Zajechaliśmy wczoraj do tego weterynarza. Przyszedł z całym konsylium stażystów z weterynarii, normalnie scena z "Grey's Anatomy", tyle, że nikt nie referował.

Weterynarz: Co pies jadł.
Ja: No na suchej karmie jest...
Tata z Mamą: No bo Babcia to tam mu naleśniczki smażyła, placka dawała...
Weterynarz: To powiedzcie Babci, żeby następnym razem dała mu jeszcze setka na trawienie! Teraz czeka go resocjalizacja po Babci, bo by do końca miesiąca nie dożył.

W tym momencie wyszłam z lecznicy, ale nie żeby płakać jak Mikołajek, że pies jest "konający", ale żeby móc się śmiać. Tak, mnie śmieszą rozjechane koty, na co McDreamy regauje surowym spojrzeniem i zastanawia się co to za wariatka. Aha, a co do rozjechanych zwierząt, to prawie byśmy mieli piękny kołnierz z lista.
A pana Weterynarza kocham i ubóstwiam, prawie tak samo jak dr. W. ^^

środa, 1 lipca 2009

AZP

Piszę, żeby nie było, że nie piszę (tak Anet, tak jestem chujem i składam samokrytykę).
Jeżdżę na rowerze, w kieszeni iPod (o ja...jaki szpan), z którego wydobywają się dźwięki nowego albumu Placebo, a wiatr rozwiewa moją blond grzywę. Uwaga! Nie mam już odrostów jak stąd (z tego cholernego miasta na G., gdzie nie ma taniego ksera) do Sewastopola. Dlaczego akurat do Sewastopola? Pseudoradziecka literatura wywiera na mnie zbyt duży wpływ. Co do roweru, wracam skonana, spocona, przesiąknięta zapachem zdechłych komarów, czyli mam duże szanse na spotkanie Th. Bo ja zawsze spotykam Th. jak jestem brudna i spocona, a ona wtedy wraca z randki z moim kolegą z roku.
Czytając kolejne książki coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że dobrze, że nie wybrałam tej archeologii. Dłubanie w ziemi, w grobowcach z kultury łużyckiej i co rusz natrafianie łopatą na kolejne szkielety. Dziękuję bardzo, to nie dla mnie. Wolę po zostać przy teorii AZP i innych metod badawczych. Kolejna z teorii mówi, ze McDreamy został McMgr. Nie wyśle mu SMsa z gratulacjami, gdyż burza z piorunami szaleje nad miastem i chyba walnęło w jakiś nadajnik, bo padała sieć komórkowa. Do tego walczę z The Sims3, póki co walczę z ich instalacją. Nie od tak dawna wiadomo, że zbyt zaprzyjaźniona nie jestem z komputerem, elektronikom, czego dowód dałam na egzaminie z lit., a dokładniej przy pracy zaliczeniowej. Bo skąd ja mam niby wiedzieć jak się robi więsze odstępy między linijkami.

Update 3.07.09
Jedziemy samochodem z pater familias, słuchamy Trójki i zastanawiamy się czemu tak w ogóle nie pojechaliśmy na Opener'a. W przyszłym roku kierunek Gdynia-Babie Doły. O!

środa, 3 czerwca 2009

Blown-eyed girl and her -eyed boys

Jeśli mam być szczera to smucę się na samą myśl, że to była ostatnia łacina w tym roku akademickim. Nie żebym została pasjonatką deklinacji 3, genetivusa posessivusa i innych ablativusów, ale bez bicia przyznaję się, ze zostałam fanką błekitnych oczu mojego towarzysza niedoli. Gdybym pisała wiersze użyłabym metafory, iz są tak błękitne, że można się w nich utopić, niczym w otchłani oceanu. Cholera, ja to jednak napisałam. A pomyśleć, że chciałam zmieniać grupę na późniejszą...
Za to pan brązowooki wysyła mi nieudane MMSy z truskawkami i chwali się drogą SMSową, jakie to pyszne ciasto truskawkowe upiekł. Tez mi coś, jakbym miała piekarnik to bym też upiekła. Nie tylko on zresztą ma działkowe truskawki. Działkowe truskawi rosną też w mieście, nie tylko...na wsi (?).
Rozmyślania nad niebieskookimi i brązowookimi panami zostawiam póki co. To nie jest aż tak istotne, a może jest, ale nie aż tak ciekawe jak związek "Świtezianki" z prozą zagraniczną (czytaj, pewnego kraju na "W"). No coz swoje argumenty trzeba od czasu do czasu podeprzeć niekonwencjonalnymi, interesaującymi, choć nie mającego wpływu na rozwój literatury swiatowej przykładami. [Nie no, te przykłady mają wpływ, tyklo ich zastosowanie przez moją skromną osobę nie ma].

Update 6/06/09:
Słowo na dziś: מושית השבע

sobota, 30 maja 2009

de servorum

Mam już przetumaczony wstęp, teraz przede mną gwóźdź programu czyli cała reszta! Mam tez juz przetłumaczoną wersję tekstu od Do. ... eh... [i me rozmarzone oczy] . Najpierw jednak trzeba posprzątać, zrobić obiad (filety z kurczaka w krakersach, zobaczymy co z tego wyjdzie), a motywacji nie trzeba szukać, bo juz jest.
W radio Raport o stanie świata.
Wykoncypowanie czegość mądrego zajmuje mi strasznie dużo czasu. Tak dużo, że audycja powoli dobiega końca. Juz się skończyła.
No i zostałam sama na włościach.

środa, 6 maja 2009

Dum spiro, spero *

Dzisiejsze ćwiczenia ze źródloznawstwa można zaliczyć do tych z typu "pan dokotr nas objeżdża za brak skupienia, ignorancje wobec lacińskich inskrypcji, ogólny brak zainteresowania tematem i wmawiania nam, że totalnie nic nie zrobilismy". Nie nasza wina, że Komunista, NOPy i inne stwory opanowaly zajęcia. Co prawda odezwalam się w sumie trzy razy, w tym dwa na temat, że to nie jest genetivus singularis, a dativus singularis. Jak tu jednak się nie zgodzić, że lacina potrzebna jest, a Cyceron wielkim poetą byl. Aha. Jakby ktos się pytal, to nie byly zajęcia z laciny.


Niektórzy się wylaszczają, a niektórzy niektórym prawią komplementy nie znając się na tegorocznych trendach. To mnie boli.
Za to ja mam mega obrzydliwe buty, które ciągle mi się rozwiązują, dlatego odprawiam co rano tańce rytualne, aby przestalo padać. Ja wiem, że susza, że uprawy marnieją, rzepak nie ma odpowiednich warunków do rozwoju, ale przepraszam bardzo, jakby taki rzepak, pszenica, żyto mialay takie buty co ja, na pewno by mnie zrozumialy.

Jutro wielka feta jubileuszowa na uniwersytecie, dlatego ekonomiczna ma wolne...A wy się dziwicie, że ja wszystkiego nie potrafię zrozumieć...

*bez sensu, ale mądrze brzmi i po lacinie.

sobota, 11 kwietnia 2009

Fotoplastikon

Chciałoby się powiedzieć, że mamy utęsknione święta, czas odpoczynku. Póki co żadne z nas nie wypoczywa. Ja mam swoje książki i kolejne rozdziały arcyciekawego ustroju starożytnego Rzymu czasu republiki oraz kolczyk w uchu w ramach pokuty. Problem w tym, że nie wiem co mam w ten sposób odpokutować, bo spanie na lewym boku jest dla mnie istną męczarnią, żeby nie rzec niemożliwością. Żeby tylko Rzym republikański mi został, a to jeszcze Grecja, nie mówiąc już o całej masie nowych i starych słówek, które to muszę odświeżyć lub też dopiero przyswoić.
Od paru dni męczą mnie straszne sny...Może nie takie straszne od razu. Część z nich na pierwszy rzut okaz wydaje się bardzo przyjemna, ale po przebudzeniu ogarnia mnie niesamowite uczucie pustki i strachu, że zaczynam powoli wariować, a to wszystko przez niego. Ważne, żeby mieć na kogo zrzucić całą odpowiedzialność czy też moje smutki i rozterki. Nawet w sposób czysto wirtualny pomaga to swoistym oczyszczeniu myśli, choćby nawet do kolejnego wieczoru, snu.
Wiosenne niebo przyprawia mnie swoim głębokim błękitem o zawrót głowy. Zresztą nie mnie tylko. Nasz pupil łapie pierwsze promienie Słońca i wygrzewa się na balkonie.

Od Codzienność

niedziela, 8 marca 2009

Truskawka

Koło się zamyka. Błędne koło. Jest marzec i dlatego się zamyka.
Ja chyba najzwyczajniej nie potrafię kierować sobą, aby nie ulec emocjonalnemu rozdrobnieniu. Jestem zamrozonym owocem, który wpadł do miksera. Ktoś będzie miał pyszny koktajl owocowy.
A mówią, ze bumerang zawsze wraca.

niedziela, 18 stycznia 2009

Pass me by, I'll be fine

Ścinają mnie z nóg pytania, które dotyczą jego.
Przepraszam nie znam na wszystkie pytanie świata odpowiedzi, tym bardziej na te, które wg. niektórych powinny dotyczyć też mnie.

I suppose he went to other land, but here everything stay the same, like time, is always time.

To zawsze jest czas, kilometry.
Udaję, że nie chce wiedzieć, nie chcę znać odpowiedzi. Nie chcę? Ja po prostu nie muszę. Nie zostałam upoważniona.

Tylko sobie po cichu nucę he came back other day...
Mam tylko jedną małą prośbę... Too many books, read me your favourite line

Najdwidoczniej chciałabym móc odpowiedzieć na pytanie "Co słychac u .?"

Tyle, że znam zakończenie tej tragikomedii, która znów nie będzie mnie dotyczyć.

Amnesty International