poniedziałek, 24 grudnia 2007

Japonia

Szukałam zdjęć żeby wrzucić do profilu msn i co znalazłam...Tatusiowe zdjęcia prosto z Japonii. Zapewne zapychają dysk twardy od dawna, ale ja nic o tym nie wiedziałam. Taki spisek przeciw mnie, żeby mi żal nie było. Już mi jest przykro, że tatu był, a ja nie .Tak samo jak to, że nie mam mini morisa.











No i tym świątecznym akcentem: Kis karácsony, nagy karácsony

piątek, 21 grudnia 2007

csillag

Jakiś czas temu w Internecie przeczytałam artykuł o przyjazdach dzieci do domów na święta. Ponoć jest pięknie i radośnie, do momentu pierwszej kłótni o niezłożony ręcznik w łazience. Po wczorajszym dotarciu do domu stwierdzam, że taka sprzeczka nam nie grozi. Niewiele się zmieniło od mojej 130 km emigracji. Ten "dom wariatów" się nie zmienia. Ja może wprowadzam troszeczkę więcej zamieszania niż zwykle. Jestem w domu, zastanawiając się czy wszystko pogasiłam u siebie i czy moje kwiaty nie padną przez te parę dni, pomimo tego, ze stoją w misce z wodą w zimnym pokoju. Może się w ten sposób zahartują. Ranno (10.30) wyciągnęłam z domu Ankę, dokłaniej to ona w praktyce mnie wyciągnęła. Poszłyśmy do naszego wspaniałego liceum, a przy okazji wprosiłyśmy się na krótko na wigilie klasową klasy matematycznej. Wspomnienia...
Potem mały maraton po mieście, aż w końcu dotarłam z dwoma knigami (czyt. słownikami polsko-wegierskimi) na ksero, gdzie pani oświdczyła mi, ze nie skseruje ich szybciej niż na za dwa tygodnie. Dziękuję bardzo, obejdzie się. Nie wiem czemu, ale troszeczkę mi smutno. Smutno bo jednak odzywczajam się od "miasta rodzinnego". Dopiero tam odkrwam siebie, chyba dostarłam do korzeni.
Wracajac do tematów okołobozonarodzeniowych. To we wtorek była wigilia z tokajem w tle i świadomością zaliczenia historii Węgier na następny dzień. Skutek, nie mogłam do końca cieszyć się "wigilią z tokajem w tle". Plus, z historią jestem do przodu.
Dziś mały maraton po mieście samochodem. Na razie póki co robię za pasażera, bo prawka jak nie miałam, tak dalej nie mam.
Nie potrafię pisać, tzn ładnie i skłądnie. Sens jest jednak taki. Wszystko sporowadza się do do tej boznonarodzeniowej komercji, która stwarza nastrój. Naprawdę ją lubię.





Búék, moi drodzy!

piątek, 14 grudnia 2007

Gardłowy problem

Znów przyjechałam do domu, znów trochę przez przypadek, dzięki swojemu urokowi osobistemu, 100 procentowej frekwencji na ćwiczeniach i informacji, że zliczyłam ostatnie koło na 76 %. Teoretycznie, teraz powinnam dopiero wyjezdżać do domu. Byle do nowego roku, byle już na stałe zostać. Pierdolca można dostać od tego jeżdżenia.
Wczoraj było lotnisko, wcześniej przeprawa przez Leśne Skrzaty i inne Królewny Śnieżki. Na lotnisku czekanie ponad godzine, bo samolot opozniony o 15 minut. Nic to jednak przy PKP. Na lotnisku chociaz ciepło, czysto, schludnie, prawdziwy XXI (i jak tu nie lubić lotnisk). Pociąg opozniony natomiast o 100 minut, choc miał byc o "tylko" 80 minut. Przy 100 minutach na tablicy odjazdów zdezertowaliśmy. Dziś zdezerterowałam z zajęć. Czego nie robi się dla rodziny.
Wczoraj znów żałowałam, że nie miałam aparatu, bo inaczej nie potrafię opowiedzieć jak ludzie biegali w pamice po dworcu z jednego pociągu do drugiego, do tego te masakryczne opoznienia.
Dobra, gardło mnie boli...

wtorek, 4 grudnia 2007

Preświątecznie

Ponoć za niecale dwa dni maja wlaczyc w miescie iluminacje swiateczna. Na razie póki co co jaki czas i co parę metrów testują lampki, girlandy. Jestem ciekawa jak będzie wyglądać maisto. Na dzień dzisiejszy na moscie trwa wieszanie ozdób. Swieta się zbliżają, w piątek chyba trzeba wybrać się zakupy, pomyslec kto co dostanie. Nie mam pomyslow, zreszta jak co roku. Wiem jedno, teraz trzeba naladowac aparat, spakowac go do torby i weekend do miasta, robic zdjecia.
W tym tygodniu biegam z obledem w oczach i obklejam slowkami wszystko co jest mozliwe i pod moim zasiegiem.

Ponoc to pomaga w zapamietywaniu.
Również oczami szaleńca patrzę na nowe Lumixy i Pentaxy, zwlaszcza na te drugie. Patrzeć zawsze można, tego nie zabronili.

Amnesty International