środa, 30 września 2009

Faraway so close

Wyemigrowałam z miasta na G. na kolejne parę miesięcy, a pomyśleć, że za kolejne wyemigruję jeszcze dalej, tym razem zarówno z miasta na G. i P.
Póki co przemierzam P. z Y. na piechotę, no naprawdę, "dziecko bez czajnika" ja nie mogę za Tobą nadążyć, jak Ty zasuwasz w tych swoich szpileczkach, a ja z tyłu w trampkach próbuję dotrzymać Ci kroku.
Dziś dotarł mój rower i czekam na na jego skręcenie. C. wyraził chęć pomocy przy skręceniu, chyba nie będzie wyjścia i go zaangażować w akcje "skręć sierocie rower". W ogóle przywiózł go bardzo przystojny pan, można rzecz, że podobny do McDreamy'ego. A propos McDreamy, to dziś prześladuje mnie blues. W Trójce Dżem, menele na deptaku Dżem. No co jest?! Żeby odreagować męczę cały wieczór Daniela Lanois na zmianę z Davidem Grayem. Włączyłabym koncert U2 z Chicago, ale nie chcę na wstępie wystraszyć sobą mojej nowej flatmate. Obecnie muzycznie jest wersja różnorodna, raczej spokojna, żeby pokazać, że nie jestem rąbnięta na punkcie czterech Irlandczyków (ta...bo Clayton to taki Irlandczyk...), choć na ten temat mój tata ma inne zdanie. Wystarczy, że się zapowietrzyłam gdy przeczytałam daty i miejsca koncertów 2go legu europejskiego. Śmiał się, a sam mi kazał sprawdzać ile kilometrów jest do Hannoveru i nawet przyznał się, że gdyby nie fakt, że nie będzie go wtedy na "Ojczyzny łonie" to sam by wsiadł w samochód i do Hannoveru na U2 drugi raz pojechał.
Na razie przyszły moje bilety na A-ha. Gdy wspominam, ze jadę do Łodzi na A-ha to większość moich rozmówców pyta się czy oni jeszcze grają. Tak grają, mają się nawet dobrze, wydali niezłą płytę (niezłą, bo szczerze spodziewałam, że będzie gorsza) i teraz ją promują. Póki co mam miesiąc na logistyczne rozplanowanie mojej podróży do Łodzi w środku tygodnia (kto robi koncerty w środę?). Tym jednak zacznę się przejmować za parę dni.
Odkładałam sumiennie pieniądze na nowego Marka Knopflera, miał być prezent dla taty na imieniny. Z prezentu wyszły nici bo dostał prezent łączony, bardziej praktyczny. Dla samej siebie nie było sensu kupować. Zresztą w zaistniałej sytuacji, kiedy ceny biletów na U2 podskoczyły o 15 euro, lipcowy koncert Marka wypada z grafiku, płyta też. Chyba, że tata jednak stwierdzi, że on chciałby pojechać, bo Dire Straits, czasy studenckie i takie tam. Szczerze to na sentyment w tej materii nie liczę.
Dobra, jak nie koncert z Chicago to chociaż cichutko Zooropa.

poniedziałek, 21 września 2009

Liryka, liryka, tkliwa dynamika

Jak jest się chorym to nie chce się czytać ani gazet, ani tym bardziej ksiązek. Zostaje telewizja, której nie lubię i na ogół nie oglądam, chyba, że jakiś lepszy film, ciekawszy mecz. No dobra, skoro leżę w łóżku to włączę ten cholerny telewizor, a tam co... Żałoba narodowa, więc chyba wszyscy powinni przeżywac to w skupieniu, a w programie śniadaniowym rozmowa o urojonych męskich ciążach, a viva, z emblematem na czarno, puszcza teledyski z półnagimi paniami. Po cholerę jest ta cala załoba?

Telewizor jak szybko włączyłam, tak jeszcze szybciej wyłączyłam. Dobrze, że istnieje coś takiego jak Internet bezprzewodowy i radio. W radio dziś spokojnie, lirycznie i nawet takie staje sie nowe nagranie Pearl Jam "Just Breath".

Czy zauwazyliście, jak wiele piosenek ma w tytule "breath", chociazby Anna Nalick, Pearl Jam, U2, Placebo, Michelle Branch.

Co do U2 to śnił mi się dziś w nocy drugi leg europejski i, że byłam w GC razem z kolegą zlotowym C. Tak dziwne sny to pewnie przez gorączkę.
Nie wspominałam nic jeszcze o zlocie, no bo i kiedy miałam to zrobić, i jakoś tak weny nie było (nie żeby teraz była). Było jak zwykle przecudownie, a marsz z Malty na dworzec o 3 w nocy dał się wszystki we znaki, ale dopiero następnego dnia, bo jak się szło to nie czuć było tych kilometrów. Choć niktórzy już na moście Rocha zaczeli się poddawać i marudzić. Ale dotarliśmy na miejsce. Potem do mojej norki, szybki prysznic, spakowanie się, posprzątanie, dwie godzinki snu i na pksa. Nic dziwnego, że teraz leżę chora, z gorączką, choć już trochę spadła i bez zaintersowania słucham na myspace nowego Pearl Jam, a "The Fixer" dziś mnie wręcz irytuje.

Za to od paru dni bardzo lubimy tego pana, zreszta tego pana już wcześniej lubiliśmy. To znaczy lubimy nowe nagranie tego pana. Enjoy!

środa, 2 września 2009

Let me in the sound!

W uszach mi pobrzmiewa od paru dni Florence+the machine. Skoro spora część forumowej braci sięgnęła po "Lungs", boski Adam Clayton wspomina o tej płycie, że z chęcią posłuchałby jej przed koncertem, to ja nie mogę być gorsza. Może jednak to Bono o niej wspominał...Tak to był Bono, który pokręcił coś w imieniu piosenkarki, a Adam go poprawił. "Rabbit Heart" powoli zaczęło mnie irtować, może to za sprawą LP3 i tego, że stosunkowo często gości w radio. Za to "Dog days are over" jak najbardziej można zobaczyć w moim iPodzie jako ostatnio odłuchaną. Żadne fajerwerki, ale pozytywnie nałdowana muzyka jest mi potrzebna. Stąd też "Foot of the mountain" A-ha. Zresztą za kazdym razem, kiedy wychodzi ich nowa płyta, jak chociażby w przypadku "Minor Earth, Major Sky", słucham ich do znudzenia, odtwarzając tez stare, dobre kawałki z lat 80-tych, po jakimś czasie zapominając o ich istnieniu, do czasu, kiedy znów w telewizji puszczą "Take on me". Jestem fanką tego teledysku. Do łask wróciła "Zooropa", a raczej odkrłam tę płytę na nowo, do tego stopnia, że zdenerowała mnie recenzja i ocena "Zooropy" tylko na 3 gwiazdki w dodataku do "Teraz Rock". Po prawdzie, nidy nie byłam fanką tej gazety i naprawdę rzadko można ją u mnie w łazience czy pod łóżkiem znaleźć.
Otworzyli w mieście na G. nową księgarnie, w miejscu Kolportera. Znalazłam się tam przez przypadek, celem kupienia kalendarza nauczyciela. Czekając jak rozpakują towar i wyciągną go na półki, napawałam się kosztującą 100 zł Propagandą i obiecałam w duchu, że pod koniec miesiaca sobie ją kupię. Tata zainteresował się tym pięknym wydawnictwem, ale na prezent nie mam co liczyć. W każdym razie wytłumaczyłam mu co to Propaganda, a on kryptofan zespołu zainteresował się i stał oglądając ze mną kolejne fotografie i dyskutując o zespole.
Verdi skazał na niebyt Vertigo, które z dolnego DVD, jedynego działającego w domu, dostało "bana" i leży grzecznie w pudełku czekając na lepsze czasy. Bo za głośno! A Verdi to co niby, cicho?

A propos Verdiego, opery. Bez bicia przyznaję się, że może najzwyczajniej w świecie do opery nie dojrzałam, choć w sierpniu byłam na Festiwalu Kiepury i poszłam na "Księżniczkę Czardasza", ale bardziej ze względów na kierunek moich studiów, a nie z pasji do operetek, no i koneserem i znawcą jej nie jestem. Jako, że postanowiłam nadrobić zaległości mojej edukacji muzyczno-operowej, a natchnęły mnie do tego płyty CD i DVD z koncertami z Verony, La Scali i innych włoskich świątyń opery walajace się po mieszkaniu, zagadnęłam do taty:

- Słuchaj...Bo Verdi to jest sławny nje? O czym jest?
Tak tu następuje facepalm i wybuch śmiechu rodzica.
- Verdi to kompozytor!

W każdym razie zaległości nadrobiłam, "La Traviata", "Aida", "Ottelo" i inne są już mi znane. Wykręciłam się faktem, ze bardziej gustuję w balecie.

Dziś chcę przemycić na dół Vertigo live from Chicago... Ale o tym cichosza!

Amnesty International