Przedwczoraj:
-gorączka, stan przeziębieniowo-chorobowy a'la grypa,
-wieczorne spotkanie trzeciego stopnia u lekarza na "dziadkowej wsi",
-antybiotyki, lekki "zjazd", załamanie nerwowe, stan wszechogarniającego płaczu,
-świadomość jutrzejszego zaliczenia z języko., na które mało co umiałam.
Odwaga ducha i serca jednak zwyciężyły. Naszpikowałam się jakimiś proszkami, poszłam spać. Wcześniej parę telefonów od rodziców, bo "ty dziecko dawno nie byłaś chora". Uwierzcie mi, ostatni raz z gorączką leżałam chyba w gimnazjum. Liceum to był okres ogarniającego mnie zdrowia, a to, że różnie to wyglądało w dzienniku i na usprawiedliwieniach, które rzekomo były lewe, to już inna sprawa. Od razu zaznaczam, nigdy nie miałam lewego zwolnienia, chorowałam, ale na trochę inne dolegliwości...
Wczoraj:
-uzbrojona w herbatę malinową dotarłam na zaliczenie, które okazało się nie być zaliczeniem,
-jako, że ma zwolnienie lekarskie doszłam do wniosku, że nie będę zarażać ludzi, bo ponoć to strasznie zaraźliwe i narażać nie będę my flatmate, spakowałam się i pojechałam do G-W, do rodziców,
-pełnia szczęścia, też przeziębionych rodziców, że jestem w domu, a nie na odległość sama się leczę.
Dziś:
-dziś się dopiero zaczyna,
-przemiłe SMSy rano od S.(btw, trzyma kciuki za prezentacje)
-cholerna strzałka od McDreamego, którego numer znów sobie wpisałam do komórki, wiem, masz prawo mnie udusić.
Podsumowując, dobrze jest. Siedzę w ------- G-W, zamiast świetnie się bawić w Pz-n, bo szczerze mam ochotę na Doga i wódkę z tonikiem. Woła mnie syrop.
Niech mnie ktoś odwiedzi ...
Update.20.42
Sytuacja kryzowa wynikała też z braku zimnej wody w kranie. To jest naprawdę duży dyskomfort. Człowiek jak wchodzi potem pod prysznic, z którego leje się zarówno zimna , jak i ciepła woda jest w 7. niebie.
Jak już wspominałam, rodzinnie chorujemy, tak więc oglądamy stare filmy, seriale i komedie romantyczne, w tym oczywiście ponadczasowego "Kate i Leopold". Zawsze podczas jego finału się wzruszam, a do tego "Until" Stinga...
enjoy!