środa, 2 września 2009

Let me in the sound!

W uszach mi pobrzmiewa od paru dni Florence+the machine. Skoro spora część forumowej braci sięgnęła po "Lungs", boski Adam Clayton wspomina o tej płycie, że z chęcią posłuchałby jej przed koncertem, to ja nie mogę być gorsza. Może jednak to Bono o niej wspominał...Tak to był Bono, który pokręcił coś w imieniu piosenkarki, a Adam go poprawił. "Rabbit Heart" powoli zaczęło mnie irtować, może to za sprawą LP3 i tego, że stosunkowo często gości w radio. Za to "Dog days are over" jak najbardziej można zobaczyć w moim iPodzie jako ostatnio odłuchaną. Żadne fajerwerki, ale pozytywnie nałdowana muzyka jest mi potrzebna. Stąd też "Foot of the mountain" A-ha. Zresztą za kazdym razem, kiedy wychodzi ich nowa płyta, jak chociażby w przypadku "Minor Earth, Major Sky", słucham ich do znudzenia, odtwarzając tez stare, dobre kawałki z lat 80-tych, po jakimś czasie zapominając o ich istnieniu, do czasu, kiedy znów w telewizji puszczą "Take on me". Jestem fanką tego teledysku. Do łask wróciła "Zooropa", a raczej odkrłam tę płytę na nowo, do tego stopnia, że zdenerowała mnie recenzja i ocena "Zooropy" tylko na 3 gwiazdki w dodataku do "Teraz Rock". Po prawdzie, nidy nie byłam fanką tej gazety i naprawdę rzadko można ją u mnie w łazience czy pod łóżkiem znaleźć.
Otworzyli w mieście na G. nową księgarnie, w miejscu Kolportera. Znalazłam się tam przez przypadek, celem kupienia kalendarza nauczyciela. Czekając jak rozpakują towar i wyciągną go na półki, napawałam się kosztującą 100 zł Propagandą i obiecałam w duchu, że pod koniec miesiaca sobie ją kupię. Tata zainteresował się tym pięknym wydawnictwem, ale na prezent nie mam co liczyć. W każdym razie wytłumaczyłam mu co to Propaganda, a on kryptofan zespołu zainteresował się i stał oglądając ze mną kolejne fotografie i dyskutując o zespole.
Verdi skazał na niebyt Vertigo, które z dolnego DVD, jedynego działającego w domu, dostało "bana" i leży grzecznie w pudełku czekając na lepsze czasy. Bo za głośno! A Verdi to co niby, cicho?

A propos Verdiego, opery. Bez bicia przyznaję się, że może najzwyczajniej w świecie do opery nie dojrzałam, choć w sierpniu byłam na Festiwalu Kiepury i poszłam na "Księżniczkę Czardasza", ale bardziej ze względów na kierunek moich studiów, a nie z pasji do operetek, no i koneserem i znawcą jej nie jestem. Jako, że postanowiłam nadrobić zaległości mojej edukacji muzyczno-operowej, a natchnęły mnie do tego płyty CD i DVD z koncertami z Verony, La Scali i innych włoskich świątyń opery walajace się po mieszkaniu, zagadnęłam do taty:

- Słuchaj...Bo Verdi to jest sławny nje? O czym jest?
Tak tu następuje facepalm i wybuch śmiechu rodzica.
- Verdi to kompozytor!

W każdym razie zaległości nadrobiłam, "La Traviata", "Aida", "Ottelo" i inne są już mi znane. Wykręciłam się faktem, ze bardziej gustuję w balecie.

Dziś chcę przemycić na dół Vertigo live from Chicago... Ale o tym cichosza!

1 komentarz:

iś pisze...

Iga... tym Verdim to mnie powaliłaś.

Amnesty International