piątek, 15 stycznia 2010

Jimmy Page

Na koniec "fantastycznego" dnia i ogólnie rzecz ujmując tygodnia wytężonej pracy umysłowej spaliłam patelnie... No o mały włos spaliłam. W każdym razie kuchnia była szara od dymu, a do tej pory, mimo usilnego wietrzenia całego mieszkania, unosi się w powietrzu taki nieprzyjemny zapach spalenizny. To wszystko przez ksero na wydziale! Siedziałam blisko pół godziny na ławce przed czytelnią czekając na moje ksera, kiedy mogłabym zabrać teczkę pana mgr do punktu ksero przy wydziale, ale nie, nie chcieli mi jej wydać. W każdym razie z obiadu nici wyszły, stołówkę mi zamknęli...Co prawda mogłam pójść na placki po drugiej stronie ulicy, czy też na obiad wegetariański, ale już zrozpaczona, wróciłam do domu, bo po drodze musiałam kupić owoce, dużo owoców. Zresztą kolejny raz kotlety sojowe z kiełkami... Chciałam normalny obiad! 

Zresztą miałam w planach zakupy, nowe słuchawki do iPoda, może nowa płyta... Szczerze, nie miałam na to siły.

Teraz siedzę, niczym dziecko z chorobą sierocą słuchając piątkowej Listy Osobistej Metza z Jimmy Pagem w roli głównej. Na ten wywiad, na listę Jimmy'ego napalałam się od początku roku, kiedy to pan redaktor ogłosił, że ma się takowy pojawić na antenie jedynego, słusznego radia. 

Brak komentarzy:

Amnesty International