niedziela, 28 listopada 2010

Banały, banany

Zepsuł się nam telewizor i obawiam się, że, gdy moja współlokatorka odkryje ten fakt, wolę nie być w domu. Ja natomiast się cieszę, bo telewizje ogląda bardzo sporadycznie, nawet Fakty nauczyłam się już oglądać przez Internet. W każdym razie telewizor do szczęścia i egzystencji nie jest mi potrzebny. Mam wspomniany Internet, gdzie jest dr House i przede wszystkim mam radio.
Wróciłam do (tymczasowego) domu po weekendzie i pierwszą rzeczą, jaką zrobiłam, były zakupy w Biedronce. Nie było by nic w tym nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że w koszyku znalazły się jogurty i mleko. Brak jakiś witamin, wapna? hu kers.
Kręgosłup mnie napier----, a jeszcze milion rzeczy do zrobienia, w tym nadprogramowe tłumaczenie @#$%^&*()_{$&*()
Po przyjechaniu, zorientowaniu się, że coś nie tak z TV, biegałam po mieszkaniu z mopem, bo samo się nie posprząta, jeśli ja tego nie zrobię.
Piszę banały, na dziś koniec.

Brak komentarzy:

Amnesty International