sobota, 5 lutego 2011

we invented a summer loving torture party

Ten pociąg był taki smutny. Wszystkie pociągi osobowe są smutne. Choć nie... Taki nie był pociąg z Ostravy. Z drugiej jednak strony pewnie taki był, tylko ja byłam zbyt zmęczona i zbyt zestresowana faktem, że za dwa dni zaczynam nową pracę. Osobowy do Szczecina był naprawdę smutny, a ja siedziałam wpatrzona w rozwalające się ściany pociągu. Byłam tak zmęczona, że nie byłam w stanie nawet słuchać muzyki, nie mówiąc już o czytaniu. To gapienie się przed siebie najwidoczniej irytowało licealistkę siedzącą na przeciwko mnie. Ona czytała, słuchała muzyki, z głową wykorzystywała czas i denerwowała się moi cichym towarzystwem, towarzystwem wymęczonej przez chorobę i stres osoby.
Miałam to szczęście, że tym razem nikt nie chciał ze mną rozmawiać, opowiadać mi swojej historii życia.

Lemonworld.

Słuchanie Massive Attack i The National ma mi zastąpić Budapeszt. Nie przypomnieć, a zastąpić. Bo zapomnieć nie można whisky pod kościołem, piwa na Csepel, czy opalania się na zamku w Wyszehradzie. Gorące pozdrowienia z Wyszehradu przesyła I.

Ciepły głos Matta. Już niedługo.
Chciałam optymistycznie, nie udało się, naprawdę chciałam. Włączę nową płytę Destroyer. "Nie ma żadnej złej nuty. Intro jest genialne". Co ja bym bez niego zrobiła? Dalej słuchałabym Massive Attack . Już niedługo. Oby było ciepło. Będzie miał rozpięty płaszcz, a ja założę zielone buty.

Na amazonie można kupić muzykę. Nie płyty, a muzykę. To mnie smuci, tak samo jak pociągi osobowe.

niedziela, 28 listopada 2010

Banały, banany

Zepsuł się nam telewizor i obawiam się, że, gdy moja współlokatorka odkryje ten fakt, wolę nie być w domu. Ja natomiast się cieszę, bo telewizje ogląda bardzo sporadycznie, nawet Fakty nauczyłam się już oglądać przez Internet. W każdym razie telewizor do szczęścia i egzystencji nie jest mi potrzebny. Mam wspomniany Internet, gdzie jest dr House i przede wszystkim mam radio.
Wróciłam do (tymczasowego) domu po weekendzie i pierwszą rzeczą, jaką zrobiłam, były zakupy w Biedronce. Nie było by nic w tym nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że w koszyku znalazły się jogurty i mleko. Brak jakiś witamin, wapna? hu kers.
Kręgosłup mnie napier----, a jeszcze milion rzeczy do zrobienia, w tym nadprogramowe tłumaczenie @#$%^&*()_{$&*()
Po przyjechaniu, zorientowaniu się, że coś nie tak z TV, biegałam po mieszkaniu z mopem, bo samo się nie posprząta, jeśli ja tego nie zrobię.
Piszę banały, na dziś koniec.

sobota, 27 listopada 2010

@#$@#$%^(*_)*^%$

Jest kurwa tak źle, że kurwa gorzej być nie może.

sobota, 25 września 2010

Ticket to ride

Wróciłam. Już jakiś czas temu. Jednak tylko fizycznie, bo myślami wciąż jestem gdzieś daleko.
Ostrava, Hannover, Paryż, Bruksela, Haga, Amsterdam, Brugia, Waterloo, Antwerpia, Wiedeń.
Godziny spędzone w pociągu, niesamowite ilości przeczytanych w międzyczasie książek i godziny przesłuchanych nowych płyt i bootlegów U2.
Do tego rozmowy. Jak żyć, dlaczego nie pić coca-coli, czego lepiej nie jeść na śniadanie, o wyższości roweru nad samochodem etc, etc...
Chcę sierpniowe dni, kiedy kropelki deszczu delikatnie dotykały moich policzków i ulewy, podczas, której niezmordowani i powiedzmy, pełni sił chodziliśmy ulicami Wiednia. Chciałabym znów siedzieć zrozpaczona przemoknięta do suchej nitki w zajeździe Wellington pod Waterloo, czy też słuchać opowieści pewnej Belgijki w Brugii o jej ojcu Polaku i historii jej rodziny. Do tego dziwnie jest zostać wziętą za Irlandkę...
Szkoda tylko, że Bośnia i Hercegowina znów musiała zostać odłożona. Nie jest mi dane wybrać się w tamte rejony. Jak chociażby ten cholerny telefon 3? 4? lata temu "Cześć, ale ciężko się do ciebie dodzwonić. Chcesz jechać do Rumunii?". Nie, nie pojechałam wtedy.

Chciałabym znów wyjechać. Znudziłam się już, znudziłam się jednym miejscem. Nie chcę znów czekać roku.

Nigdy nie sądziłam, że będę z uśmiechem na twarzy wykrzykiwać słowa "Every breath you take", ale skoro ma się wreszcie wymarzone słuchawki nauszne Pioniera to nie ma innego wyjścia.

Maliny, kryminały Mankela, filmy z Kennethem Branagh w roli głównej, herbata owocowa, która stoi koło komputera od wczoraj, kartka ze Stockholmu, niemiecka ulotka NDR2... I pająki z Marsa.

czwartek, 2 września 2010

It's all right, it's all right

No i wróciło. Całe, szczęśliwe i pełne emocji bo zobaczyło Boniasa. O! Tyle i aż tyle.


sobota, 29 maja 2010

Forever and ever

Jak na razie emblematy, heraldyka, semantyka słowa i obrazu mnie znudziły. Krótka przerwa.
Kręgosłup boli niemiłosiernie, ale dzięki temu zapominam o nodze. Odstawiłam lekarstwa na bok. Wczorajszy wieczór spędziłam wybierając jakieś nowe aplikacje na iPhona. Oczywiście nic nie wybrałam. Nauczyłam się włączać telewizor. Zrobiłam jakiś postęp. Na pytanie taty czy oglądałam wczoraj telewizję, odpowiedziałam, że tak, Wiadomości, a potem poszłam do góry. Czasem mam wrażenie, że traktowana jestem jak zagubione dziecko przynajmniej, w najlepszym wypadku z chorobą sierocą. Głos Matta Berningera nastraja mnie dość pesymistycznie, w każdym razie nie tak, żeby być wulkanem energii i radości. Może czas lepiej wrzucić do odtwarzacza poczciwą trylogię berlińską?



Obiecaliśmy sobie kiedyś, że pojedziemy na Glasto. Szkoda, że takiego Glasto z Bowiem, Elvisem Costello, Coldplay podczas jednego festiwalu już nie będzie.
Już niedługo będziemy musieli pakować nasze plecaki i namioty i biec na pociąg.

wtorek, 27 kwietnia 2010

Intensywność zieleni

Zdecydowanie najlepsze pomysły na napisanie czegokolwiek przychodzą mi w środkach komunikacji miejskiej.
Kiedy miałabym powiedzieć jak wyglądał Berlin po upadku muru to powiedziałabym, ze tak jest obecnie BP. Jest folwarcznie, trochę brudno, miejscami zabawnie. Secesyjne budynki z obdrapanym tynkiem, a pod nimi Cygan sprzedający skarpetki za jedyne 100 ft.
Ten folwark kaze mi wrócić do wspomnień z dzieciństwa i Trójmiasta. Tam na bazarach mozna było kupić nowe filmy Disneya po angielsku, wciśnięte między produkty z NRD, a kozaki, które kupował Zbigniew Hołdys.
Powtarzam, ze momentami denerwuje mnie tutejsza mentalność, brak uporządkowania, znalazłoby sie wiele takich rzeczy, ale tak pięknej wiosny jeszcze nie widziałam. Przede wszystkim tak pięknej wiosny. Jej piękno widać nawet kiedy ma się za sobą stare fabryczne zabudowania na Csepel a przed sobą najbrudniejszą część Dunaju.
Trawa ma niesmaowicie intensywny kolor.

Amnesty International