piątek, 14 grudnia 2007

Gardłowy problem

Znów przyjechałam do domu, znów trochę przez przypadek, dzięki swojemu urokowi osobistemu, 100 procentowej frekwencji na ćwiczeniach i informacji, że zliczyłam ostatnie koło na 76 %. Teoretycznie, teraz powinnam dopiero wyjezdżać do domu. Byle do nowego roku, byle już na stałe zostać. Pierdolca można dostać od tego jeżdżenia.
Wczoraj było lotnisko, wcześniej przeprawa przez Leśne Skrzaty i inne Królewny Śnieżki. Na lotnisku czekanie ponad godzine, bo samolot opozniony o 15 minut. Nic to jednak przy PKP. Na lotnisku chociaz ciepło, czysto, schludnie, prawdziwy XXI (i jak tu nie lubić lotnisk). Pociąg opozniony natomiast o 100 minut, choc miał byc o "tylko" 80 minut. Przy 100 minutach na tablicy odjazdów zdezertowaliśmy. Dziś zdezerterowałam z zajęć. Czego nie robi się dla rodziny.
Wczoraj znów żałowałam, że nie miałam aparatu, bo inaczej nie potrafię opowiedzieć jak ludzie biegali w pamice po dworcu z jednego pociągu do drugiego, do tego te masakryczne opoznienia.
Dobra, gardło mnie boli...

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

ból gardła głowną przyczyna kończenia tekstu blogowego ;]

rozumiem
i dzięki za słowa krzepiące
ju noł łot ajm sejin

Anonimowy pisze...

Jak dobrze, że się wypięłam na świąteczne przejażdżki! :P

Amnesty International