czwartek, 21 lutego 2008

Sytuacja kryzsowa

...Taka jest, a raczej była jeszcze wczoraj, bo przedwczoraj to był szczyt szczytów. To może zacznę od zilustrowania przedwczorajszej sytuacji.

Przedwczoraj:
-gorączka, stan przeziębieniowo-chorobowy a'la grypa,
-wieczorne spotkanie trzeciego stopnia u lekarza na "dziadkowej wsi",
-antybiotyki, lekki "zjazd", załamanie nerwowe, stan wszechogarniającego płaczu,
-świadomość jutrzejszego zaliczenia z języko., na które mało co umiałam.
Odwaga ducha i serca jednak zwyciężyły. Naszpikowałam się jakimiś proszkami, poszłam spać. Wcześniej parę telefonów od rodziców, bo "ty dziecko dawno nie byłaś chora". Uwierzcie mi, ostatni raz z gorączką leżałam chyba w gimnazjum. Liceum to był okres ogarniającego mnie zdrowia, a to, że różnie to wyglądało w dzienniku i na usprawiedliwieniach, które rzekomo były lewe, to już inna sprawa. Od razu zaznaczam, nigdy nie miałam lewego zwolnienia, chorowałam, ale na trochę inne dolegliwości...

Wczoraj:
-uzbrojona w herbatę malinową dotarłam na zaliczenie, które okazało się nie być zaliczeniem,
-jako, że ma zwolnienie lekarskie doszłam do wniosku, że nie będę zarażać ludzi, bo ponoć to strasznie zaraźliwe i narażać nie będę my flatmate, spakowałam się i pojechałam do G-W, do rodziców,
-pełnia szczęścia, też przeziębionych rodziców, że jestem w domu, a nie na odległość sama się leczę.

Dziś:
-dziś się dopiero zaczyna,
-przemiłe SMSy rano od S.(btw, trzyma kciuki za prezentacje)
-cholerna strzałka od McDreamego, którego numer znów sobie wpisałam do komórki, wiem, masz prawo mnie udusić.

Podsumowując, dobrze jest. Siedzę w ------- G-W, zamiast świetnie się bawić w Pz-n, bo szczerze mam ochotę na Doga i wódkę z tonikiem. Woła mnie syrop.
Niech mnie ktoś odwiedzi ...

Update.20.42
Sytuacja kryzowa wynikała też z braku zimnej wody w kranie. To jest naprawdę duży dyskomfort. Człowiek jak wchodzi potem pod prysznic, z którego leje się zarówno zimna , jak i ciepła woda jest w 7. niebie.

Jak już wspominałam, rodzinnie chorujemy, tak więc oglądamy stare filmy, seriale i komedie romantyczne, w tym oczywiście ponadczasowego "Kate i Leopold". Zawsze podczas jego finału się wzruszam, a do tego "Until" Stinga...



enjoy!

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

Interesujące, że jak człowiek naprawdę jest chory, to nie może spokojnie sobie na to pozwolić. Bo MUSI być w pracy, MUSI być na zaliczeniu, MUSI coś tam. To niesprawiedliwe.

Anonimowy pisze...

zdrowiej! duzo tej Twojej choroby bylo pewnie tz spowodowane stresem z powodu tego zaliczenia. take it cool, take it cool, man. wszystko sie ulozy :) uszy i glowa do gory, stopy w cieple skarpetki i heja zdrowiec! ;)

Anonimowy pisze...

Kto by się nie wzruszał na Stingu. Btw, jedziesz na Police'ów w czerwcu?

Pociesz się, że TERAZ jesteś już na tyle zdrowa, żeby mi grozić, hmmm ;>
Obiecuję, że choćbym miała się spóźnić na zajęcia, to nie zapomnę o indeksie! ;)

Amnesty International