piątek, 1 lutego 2008

komunikacja

Komunikacja. Uczymy się jej od dzieciństwa, z różnym skutkiem. Wszystko zależy od naszego potncjału intelektualnego. Nieważne jaka jest nasza kmunikatywność, ważne, że jest, że od czasu do czasu daje o sobie znać i pcha nas do ludzi.
Mój poziom komunikatyność od zawsze był w pewnym stopniu ograniczony. Staram się to jednak zmienić. Piszę mejle, uzalezniam się od skrzynki odbiorczej. Odpowiadam na pytania nieznajomych z Kołobrzegu, nawet uśmiecham się do pań w szatni. Jestem komunikatywna. Staram się. Doceńcie.

Przyjechałam do domu. Znów, drugi raz z kolei, stałam w korku jakieś 40 km. od Gorzowa, bo znów wypadek drogowy. Tym razem miałam komputer. Mogłam oglądać "Chirurgów" i męczyć rodziców na gadu-gadu. Kiedyś napiszę książkę o podróżowaniu. PKS obejmie nad nią patronat. Coraz większą przyjemność czerpię z tych jazd. Pewnie do czasu. Znów mi się pewnie za jakiś czas to znudzi i zabunkruję się w Pz-n. Tak dla odmiany.

Na mp3 od tygodnia "How to save a life" The Fray. Dodaje energii. Tak samo jak kave 3 w 1 o 7 rano z przeciekającego kubka termicznego.

Przyznacie, jestem komunikatywna.

4 komentarze:

Anonimowy pisze...

jesteś komunikatywna.
ja też uśmiecham się do pań w szatni, a one śmieją się, kiedy mówię do Arka, że berecik mu się przekrzywił.

Anonimowy pisze...

Pewnie jesteś. Ale przyznaj, że to czasem męczące... :)

Anonimowy pisze...

doceniam. i przesylam wspomagajace fale myslowe, bo tyz staram sie byc komunikatywna i momentami mi to cholernie nie wychodzi, bo latwiej sie odgrodzic ksiazka i cisza, ot.

Anonimowy pisze...

nie bylam w gorzowie ani okolicach - lecialam do katowic i tam mialam okolo 10 dni badan, zastrzykow i inyych glupich igiel >_<
nie dawalam znac bo wiedzialam, ze nie dam rady sie wyrwac nawet na chwile, ech

Amnesty International